Levy specjalnie wzięła dzisiejszego dnia wolne. Na pewno w Radzie sobie bez niej poradzą, a ona musiała być teraz przy Gajeelu.
Po dwóch tygodniach w szpitalu, gdy jego rany się zagoiły, mógł zostać wypisany, z czego z niebywałą chęcią skorzystał. Niestety jak dotąd jego wzrok nie powrócił i nie zanosiło się na żadne zmiany w tej kwestii, a przynajmniej nie na chwilę obecną. Lekarze twierdzili, że jego stan może się poprawić, gdy będzie przebywał w domu.
Weszła do mieszkania i nie odzywając się nawet słowem ruszyła na poszukiwanie czarnowłosego. Nie musiała długo szukać. Siedział na kanapie w salonie, miał zamknięte oczy i wydawało się, że spał. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła, z zamiarem pójścia do kuchni i przygotowania czegoś na obiad.
- Czemu się tak skradasz? - usłyszała nagle nieco poirytowany głos Smoczego Zabójcy.
- Eh? Myślałam, że śpisz - odparła, zatrzymując się w pół kroku.
- Nie śpię... Po prostu teraz nie mam po co otwierać oczu - odparł z ociąganiem.
Ściągnęła brwi i posłała mu współczujące spojrzenie. Zaraz jednak skarciła się w myślach. Wiedziała jak zareagowałby Gajeel, gdyby zobaczył teraz u niej takie uczucia.
- Idę do kuchni zrobić coś jeść. Chcesz też? - spytała.
Skinął głową.
- Nie odmówię - odparł.
Przeniosła się do kuchni i zajęła przygotowaniami. Nie minęła jednak minuta, gdy usłyszała hałas dobiegający z korytarza. Wybiegła szybko z kuchni, po czym stanęła jak wryta w drzwiach. Gajeel leżał rozciągnięty na podłodze, a obok niego stał wywrócony karton, z którego wysypały się książki.
- Przepraszam - zawołała Levy, już po chwili znajdując się przy kartonowym pudle i zbierając do niego książki. - Miałam to stąd zabrać i zapomniałam - zaczęła się tłumaczyć. Po chwili dopiero uświadomiła sobie, że powinna najpierw pomóc niewidzącemu chłopakowi podnieść się z podłogi. Powstrzymała się przed strzeleniem sobie otwartą dłonią w czoło i odsunęła pudło na bok.
Czarnowłosy tymczasem już gramolił się z podłogi. Gdy Levy ujęła go pod ramię, by mu pomóc wstać, odsunął ją od siebie stanowczo i wstał o własnych siłach, podpierając się ściany.
- To nie twoja wina. To ja powinienem był bardziej uważać. Nie musisz robić ze mnie kaleki - stwierdził oschle.
- Przecież nie robię z ciebie... - zaczęła, ale natychmiast urwała, kiedy dostrzegła jak jest ubrany Gajeel. - Och, masz koszulkę nałożoną na lewą stronę - mruknęła. - Myślałam, że Lily miał ci pomóc rano się ubrać - dodała marszcząc brwi.
- Czy ja ci wyglądam na dziecko? - spytał Smoczy Zabójca z irytacją. - Nie potrzeba mi niańki.
Levy zacisnęła zęby, sama zirytowana jego uporem.
- To może przestań się tak zachowywać. Jak wielkie uparte dziecko - burknęła, po czym obróciła się na pięcie i wróciła do kuchni.
Krzątała się przygotowując posiłek. Z korytarza dobiegały ją odgłosy szamotania się i przekleństwa rzucane pod nosem przez Gajeela, ale kompletnie nie zwracała na nie uwagi. A przynajmniej starała się to robić. Nie będzie skakać wokół niego i na siłę mu pomagać, jeśli jemu tak bardzo to nie pasowało.
Gdy już prawie kończyła szykować obiad, ujrzała czarnowłosego wchodzącego do kuchni. Koszulkę miał już nałożoną prawidłowo, zaś na jego twarzy gościła mina mówiąca, że jest dumny ze swojego wyczynu.
- Wreszcie jesteś - Levy nie mogła się powstrzymać od tej uszczypliwości.
Smoczy Zabójca prychnął pod nosem zirytowany, a jego dumna z siebie mina natychmiast zniknęła. Postąpił powoli kilka kroków w stronę stołu i stojących przy nim krzeseł. Levy przerwała mieszanie w garnku i przyglądała się tym poczynaniom w napięciu, jakby się obawiała, że Gajeel z impetem wpadnie na stół i wyłoży się na nim jak długi.
- Przestań się gapić, bo cię aresztuję - burknął ciemnowłosy.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- S-Skąd ty to wiesz? - wydukała speszona.
- Czuję na sobie ten twój wzrok - oznajmił, stawiając kolejny powolny krok w stronę stołu. - Chyba że po prostu mnie nim rozbierasz - dorzucił unosząc kącik ust w zaczepnym uśmiechu.
Policzki Levy przybrały nienaturalny czerwony kolor.
- Głupek! - zawołała i odwróciła się, zawzięcie mieszając parującą zawartość garnka.
- Gihi! - zaśmiał się Gajeel. - Wreszcie słyszę, że zajęłaś się swoją robotą. Wcześniej stałaś cicho jak mysz pod miotłą i nawet nie drgnęłaś - stwierdził.
Levy zerknęła na niego przez ramię i zdążyła zobaczyć jak odsuwa krzesło od stołu i siada na nim ciężko.
- Już skończyłam - wymamrotała i zgasiła palnik. Z szafki wyjęła talerze i zaczęła nakładać do nich potrawę.
- Słuchaj... Ja naprawdę nie potrzebuję niańki, tak jak się wydaje tobie i Lily'emu. Potrafię jeszcze zrobić wokół siebie najprostsze codzienne czynności. Nie jestem kaleką! - podkreślił z nutą złości w głosie. - Nawet jeśli nic nie widzę, to mam naturalnie wyostrzone pozostałe zmysły i z łatwością radzę sobie z większością spraw. A z czasem... trudniejszych rzeczy dam radę się... - zaczął mówić ze zmarszczonymi brwiami i palcami zaciśniętymi na krawędzi stołu.
- A z czasem twój wzrok powróci i nie będziesz już potrzebował żadnej niańki - przerwała mu niebieskowłosa przesadnie wesołym tonem. - Tymczasem zaś powinieneś pozwolić sobie pomóc choć trochę, Wasza Samowystarczalność - dodała z ironią.
Gajeel ponownie zbył jej słowa prychnięciem.
Levy postawiła przed nim talerz i widelec.
- Proszę - powiedziała i zaraz usiadła obok niego ze swoją porcją.
Gajeel wciągnął głębiej powietrze.
- Co to? - spytał niepewnie.
Levy przechyliła głowę w bok.
- Spokojnie. Nie mam zamiaru cię otruć... jeszcze - odparła z wrednym uśmiechem.
- Chciałem tylko wiedzieć, co jem - stwierdził czarnowłosy z konsternacją. - Coś z kurczakiem?
- Yhm, kurczak z ryżem w sosie słodko-kwaśnym - wyjaśniła, ganiąc się w myślach. - Mam nadzieję. że będzie ci smakować.
Gajeel mruknął coś tylko pod nosem i zabrał się za jedzenie. A przynajmniej starał się to robić. Wziął niepewnie widelec do ręki i nieporadnie nabrał na niego jedzenie. Przysunął sobie do ust, ale zamiast prosto do nich, widelec powędrował do jego nosa, który został upaćkany sosem. Smoczy Zabójca wymamrotał przekleństwo i upuścił widelec na talerz, aż rozległo się głośne brzęknięcie.
- Chyba jednak nie jestem głodny - oznajmił, starając się ze wszystkich sił ukryć gniew i irytację, które ostatnio nie opuszczały go nawet na krok.
Levy westchnęła teatralnie.
- Jak masz zamiar tak się ciągle boczyć, to w końcu umrzesz z głodu. Daj sobie w końcu pomóc - wyrzuciła, by już po chwili wstać ze swojego miejsca i podejść do chłopaka. Najpierw wzięła serwetkę i starła z nosa Gajeela cały sos. Następnie ujęła jego dłoń w swoją, po czym pokierowała go, by nabrał na widelec kęs jedzenia. Po chwili uniosła jego dłoń i naprowadziła, tak aby wsunąć mu widelec do ust. Odsunęła się od niego nieco i przyjrzała mu się.
- I jak?
Gajeel przeżuł i przełknął, co miał w ustach, na szczęście oszczędzając widelec. Gdy tylko to zrobił, odwrócił głowę w bok i zarumienił się lekko.
- Dobre. Dalej już sobie poradzę - wymamrotał speszony.
- Jak uważasz... W razie czego jestem obok - stwierdziła ze spokojem, po czym wróciła na swoje miejsce. Czuła, mimo wszystko, że jeszcze trochę czasu minie nim przyzwyczai przyjaciela do tego, by sam prosił o pomoc.
Oj tak – ostatnie zdanie mnie bardzo zastanawia. Myślę, że Levy tak się nim zajmie, że już nawet nie będzie musiał prosić, bo będzie go znała na wylot c:
OdpowiedzUsuńOby wrócił mu wzrok... T^T
Ja wiem, uwielbiam się znęcać nad bohaterami XD
UsuńTak, ten "przyjaciel" został tu zastosowany celowo, bo aktualnie ich status można raczej określić jako "to skomplikowane" 😂😂😂