niedziela, 24 kwietnia 2022

Rozdział 4

- W porządku, to teraz powiedz mi, co jest w tej szafce - zażądała stanowczym tonem Levy, stojąc tuż za Smoczym Zabójcą, który kucał przed szafką z ubraniami i od pół godziny uczył się pod okiem niebieskowłosej jak poruszać się bez problemu po własnym pokoju.

- Ugh, jak mam to niby rozpoznać? - spytał zirytowany. - W dotyku wszystkie ubrania są takie same. Musiałbym rozkładać każdy ciuch z osobna i jeszcze przez kolejne kilka minut sprawdzać, co mam przed sobą. A potem jeszcze przez kilka minut główkować, czy aby nie jest na lewej stronie...

Levy westchnęła cierpiętniczo na słowa swojego opornego ucznia.

- A nie pomyślałeś, że w każdym stosie ubrań leżą dokładnie te same części garderoby? I że kluczem jest tylko zapamiętać, co gdzie leży? - spytała z pozornym spokojem.

Gajeel bąknął coś pod nosem niezrozumiale.

- Zwykle tak jest - dodał w końcu wyraźniej.

- Zwykle - powtórzyła z ironią niebieskowłosa.

Tymczasem czarnowłosy rozłożył pierwsze z ubrań leżących na stosie i przez chwilę przesuwał po nim dłońmi.

- Spodnie - oznajmił w końcu, kryjąc w głosie dumę z siebie.

- No widzisz, było tak trudno? - spytała.

- Ja nie widzę - odparł z sarkazmem. - A w ogóle to nie rozumiem, dlaczego nie możesz mi po prostu powiedzieć, jakie ubrania leżą w jakiej szafce. Byłoby prościej i szybciej - stwierdził.

- Ja jednak myślę, że w ten sposób sam zapamiętasz lepiej, co gdzie się znajduje - odparowała. W myślach natomiast skarciła się za wcześniejszy zły dobór słownictwa.

- Niech ci będzie - mruknął Gajeel, po czym odsunął się od szafki i zamknął ją. - To co teraz? - spytał z rezygnacją.

- Możemy zobaczyć, co masz w komodzie - zaproponowała.

Smoczy Zabójca nieznacznie się skrzywił.

- Chyba wiem, co tam mam - wymruczał pod nosem. Podniósł się i ruszył powoli w stronę wspomnianego mebla.

- Och, to dobrze. Mniej będzie z tym roboty - odparła dziewczyna. - Trochę bardziej na lewo - dodała szybko.

Gajeel skręcił nieznacznie i zaraz dotknął dłońmi powierzchni komody.

- Nie powiedziałbym, że będzie mniej roboty - oznajmił, wysuwając pierwszą szufladę.

- O bogowie - wyjąkała tylko Levy.

Ciemnowłosy podrapał się po głowie.

- Mówiłem, że wiem, co tam mam. Tym czymś jest bałagan - rzucił z ironią.

- To nazywasz bałaganem? To przecież istny groch z kapustą - powiedziała załamana Levy spolądając na wymieszane ze sobą skarpetki (nijak nie dobrane w pary) i bokserki. Westchnęła cierpiętniczo. - Dobrze. Możesz na razie usiąść, a ja spróbuję to jakoś ogarnąć.

Gajeel mruknął coś w odpowiedzi i odwrócił się od komody, chcąc ruszyć w stronę łóżka, jendak nagle nie wiadomo w jaki sposób potknął się i aby nie upaść na podłogę jak długi, jedną ręką przytrzymał się komody, a drugą objął w pasie Levy, pochylając się nad nią. - Oj, przepraszam - rzucił pospiesznie, lecz nie odsunął się od dziewczyny.

- W porządku? - spytała niebieskowłosa, opierając dłoń na jego torsie.

- Tak - odparł przyciszonym głosem, jednocześnie przesunął dłonią wzdłuż jej pleców. Drugą dotknął delikatnie jej twarzy, wędrując opuszkami palców po skroni i policzku.

- C-co ty robisz? - wymamrotała Levy, czując jak serce zaczyna bić jak szalone.

- To co mi kazałaś - odparł ze spokojem, kciukiem przesuwając po jej nosie i wargach. - Muszę się przecież nauczyć wykorzystywać inne zmysły zamiast wzroku. A właśnie teraz chcę cię zobaczyć... Denerwujesz się? - spytał, wyczuwając jej przyspieszone tętno, gdy przesuwał palcami po jej szyi.

- T-to... nieco dziwne - szepnęła, chociaż podświadomie chciała, by on kontynuował to dalej. W myślach cieszyła się, że mężczyzna nie może jej teraz zobaczyć naprawdę, bo jej twarz przybrała kolor zbliżony do dojrzałego pomidora.

Gajeel nagle odsunął się od niej.

- W takim razie nie będę tak robił - stwierdził niespodziewanie i ruszył w kierunku łóżka, na którym zaraz usiadł.

Dziewczyna przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć, ale zaraz odkaszlnęła i podeszła do komody.

- To ja może wezmę się do roboty - rzuciła i zaczęła nieco zbyt pospiesznie przebierać w stosie skarpetek. Jej myśli krążyły wokół tego, co się przed chwilą wydarzyło, a jej serce nie chciało się upokoić, zwłaszcza kiedy Smoczy Zabójca siedział niedaleko.


Minęło kilka dni, był niedzielny wieczór, więc wszyscy byli w mieszkaniu.

Gajeel zaczął sobie coraz lepiej radzić z codziennymi czynnościami i mógł to już robić bez czyjegokolwiek wsparcia. Oczywiście sam o to wsparcie ani razu nie poprosił i uparcie powielał te same błędy.

- Uhm, Levy, możesz tu przyjść i mi pomóc?! - zawołał czarnowłosy, stojąc przy drzwiach łazienki.

Dziewczyna słysząc jego nawoływania, odłożyła książkę na szafkę i pospiesznie wyszła z pokoju, by się dowiedzieć, co tak niespodziewanie skłoniło Smoczego Zabójcę, by domagał się pomocnej dłoni.

- Co się stało? - spytała nieco wystraszona, spodziewając się najgorszego.

Gajeel posłał jej łobuzerski uśmieszek.

- Chciałem się wykąpać. Pomożesz mi? - spytał wesoło. - Możesz nawet do mnie dołączyć, jeśli chcesz.

Twarz Levy natychmiast przybrała barwę cegły, kiedy jej wyobraźnia zaczęła podsuwać jej różne obrazy, niekoniecznie cenzuralne.

- Głupi Gajeel! - zawołała oburzona. - Niech ci Lily pomoże, jeżeli już tak bardzo chcesz, żeby ci ktoś towarzyszył w kąpieli - burknęła, po czym wróciła do pokoju, trzaskając drzwiami.

- Emmm, wolałbym nie... Ale trudno. Sam też sobie poradzę! - zawołał tak, by dziewczyna na pewno usłyszała. Odwrócił się na pięcie i pogwizdując pod nosem, wkroczył do łazienki. Zawahał się zanim przekręcił zamek w drzwiach, po czym otworzył z powrotem drzwi - Gihi! Jakby co, to nie zamykam drzwi od środka, Karzełku! - zawołał wesoło, po czym przymknął drzwi i zaczął się rozbierać, nadal nucąc przy tym jakąś melodię.

- Spadaj! - zawołała Levy z irytacją, obrzucając Gajeela w myślach najgorszymi określeniami.

Zamiast jednak wrócić do przerwanej lektury, zaczęła się przysłuchiwać dźwiękom dochodzącym z łazienki. Pogwizdywania Smoczego Zabójcy, odkręcany kurek, płynąca woda, a potem głośne uderzenie... Uderzenie?

- Aaa-argh! Cholera! - dotarł do niej tym razem bardzo wyraźnie głos ciemnowłosego.

Przez chwilę zastanawiała się czy nie blefuje, ale dla spokoju własnego sumienia wyszła na korytarz i udała się pospiesznie do łazienki. Zanim otworzyła drzwi, zobaczyła Lily'ego wychodzącego ze swojego pokoju.

- Poczekaj, Levy! - rzucił i wyprzedził ją, sam wchodząc do łazienki, po drodze zaś przemienił się w swoją większą wersję. - Ja zobaczę, co on zmajstrował. Stało ci się coś, stary? - spytał kucając przy nim.

Gajeel wyciągnął rękę, jakby chciał odepchnąć od siebie Lily'ego.

- To nic takiego. Tylko się poślizgnąłem i uderzyłem w głowę. Ale nie musicie tak panikować, nic mi nie... O cholera - wymamrotał nagle, wpatrując się gdzieś w przestrzeń.

- Co jest? - spytała Levy wsuwając głowę przez drzwi i zaglądając do środka. Kiedy dostrzegła, że Gajeel siedzi na podłodze zupełnie nagi, poczerwieniała mocno. Natychmiast wycofała się i oparła o ścianę.

Smoczy Zabójca złapał się za głowę i pochylił do przodu, krzywiąc przy tym.

- Coś mi się tylko wydawało. Głowa mnie cholernie boli - wymamrotał.

- Gdzie? - spytał Lily marszcząc brwi.

- Ugh, wszędzie - burknął Gajeel. - Jakby mi ją coś ściskało...

- A gdzie się uderzyłeś? - dopytywał Exceed.

- Z... z tyłu.

Kocur odgarnął jego włosy i zaczął się przyglądać jego głowie.

- Masz ogromnego guza, ale nie widzę, żebyś sobie rozbił tę pustą makówkę. Może od tego przybędzie ci chociaż trochę rozumu. Podnieś się, musimy cię ubrać. Levy, skoczysz po coś zimnego?! - zawołał w stronę drzwi, pomagając jednocześnie podnieść się przyjacielowi.

- Yhm - wymamrotała i skierowała się w pośpiechu do kuchni.

- Sam się ubiorę - prychnął Smoczy Zabójca, podnosząc się z podłogi.

- Dobra, dobra - odparł z ironią Lily.

Kiedy Levy wróciła z kuchni, niosąc ze sobą okład z lodem, Gajeel był już ubrany i stał przed łazienką, opierając się o ścianę.

- Kręci ci się w głowie? - spytała ze zmarszczonymi brwiami niebieskowłosa, jednocześnie wyciągnęła rękę, w której trzymała okład z lodem i przyłożyła woreczek do jego głowy.

- Trochę - mruknął i położył dłoń na jej dłoni, naprowadzając ją na miejsce, gdzie się uderzył.

- Chodź, stary. Położysz się - zaproponował Lily, biorąc przyjaciela pod ramię.

Gajeel westchnął cierpiętniczo.

- Niech wam będzie - odparł i ruszył z Lily'm do pokoju, po czym pozwolił mu położyć się na łóżku. - Levy, jesteś tu?

- Jestem - odparła dziewczyna, podchodząc do jego łóżka i siadając na brzegu.

Smoczy Zabójca milczał przez kilka sekund.

- Słuchaj, przepraszam... Masz rację, zachowuję się jak dupek, kiedy ty i Lily tyle dla mnie robicie. I dziękuję za wszystko - wymamrotał.

Niebieskowłosa zamrugała szybko powiekami.

- Jak mocno ty się w tę głowę uderzyłeś? - spytała zaskoczona.

Gajeel zbył jej słowa prychnięciem, po czym nagle przesunął się na łóżku pod ścianę i poklepał wolne miejsce obok siebie.

- Chodź tu - mruknął.

- C-co? Co ty wymyślasz? - odparła nadal zdumiona jego zachowaniem.

- Nie marudź, tylko połóż się tu obok mnie - zażądał.

Pantherlily tymczasem wycofał się po cichu z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Levy natomiast skończyła protestować i położyła się przy Gajeelu, który objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie bliżej.

- Tak lepiej - westchnął.

- Mam tu z tobą spać? - spytała zaskoczona dziewczyna.

- Możesz, jeśli chcesz - odparł i przez kilka długich chwil milczał, aż Levy pomyślała, że pewnie zasnął. - Wiesz, przez chwilę jak się uderzyłem... przed oczami miałem takie białe plamy... ale potem znowu było ciemno - wymamrotał.

Levy zmarszczyła brwi i objęła go ramieniem, przytulając się do niego mocniej.

- Odzyskasz wzrok, jestem pewna - szepnęła. - A dopóki się to nie stanie, ja będę obok ciebie i będę cię wspierać, jasne?

Smoczy Zabójca nie odpowiedział, tylko ukrył twarz w jej włosach.

- Chciałbym móc zobaczyć... ciebie - szepnął tak cicho, że Levy zastanawiała się, czy dobrze usłyszała.

- Co powiedziałeś? - spytała, by się upewnić.

- Nic, nieważne - odparł już głośniej. - Spać mi się chce - dodał.

- To śpij, ja będę tu obok - odparła cicho. - Dobranoc.

- Dobranoc - wymruczał w jej włosy i po chwili zaczął oddychać spokojnie i miarowo.

Dziewczyna leżała jeszcze przez długi czas nim sama odpłynęła w objęcia Morfeusza.


niedziela, 10 kwietnia 2022

Włosy Juvii

Dziś kolejna część przemyśleń. Myślę, że będą się one pojawiać równolegle z rozdziałami, bo trochę tego siedzi w mojej głowie.

Jak każdy (kto oglądał Fairy Tail oczywiście) doskonale pamięta, włosy Juvii w ciągu całej serii przechodzą szereg transformacji i w porównaniu z innymi bohaterami, jej włosy wydają się żyć własnym życiem i z niebywałą łatwością ulegają transformacjom. Nie chodzi tu nawet o wygląd fryzury, lecz o samą długość włosów. Nie ma chyba też nigdzie wspomniane, że Cancer pomagałby jej w zmianie fryzury.

Trzeba jednak zwrócić uwagę na jeden istotny fakt: ciało Juvii jest stworzone z wody w 100%. Natomiast włosy są integralną częścią jej ciała.

Według mnie wniosek jest prosty i jestem zdumiona, że przyszło mi to do głowy po tylu latach siedzenia w fandomie Fairy Tail. Juvia może używać swojej magii do zmiany fryzury! Podstawą jej magii jest kontrolowanie czy też wytwarzanie wody z własnego ciała. Skoro może dowolnie manipulować wodą, to jest w stanie zmieniać swoje ciało jak tylko chce. 

Ta to ma dopiero dobrze, żadnych operacji plastycznych...

To, rzecz jasna, tylko moja teoria, ale mogłaby wyjaśniać, skąd u Juvii tak częste zmiany wyglądu włosów. Natomiast jak włosy Freeda powróciły do poprzedniej długości po ścięciu na rekruta, to nadal jest tajemnicą tego uniwersum i pewnie tym pozostanie.

Rozdział 3

 Z samego rana w drzwiach do pokoju Gajeela stanął jego Exceed.

- Dziś ja się tobą ''zajmuję'' - oznajmił kocur. - Mam nadzieję, że się cieszysz.

Gajeel podniósł się z łóżka z prychnięciem. Powieki miał nadal zamknięte.

- Promienieję z radości, nie widać? - odparł z ironią. - A tak poważnie, ja naprawdę dam sobie ze wszystkim radę sam. A ty powinieneś się dzisiaj zająć czymś innym...

Lily zmarszczył brwi, przyglądając się czarnowłosemu z uwagą.

- Zabrzmiałeś bardzo tajemniczo...

Redfox westchnął, po czym zaczął wyjaśniać Exceedowi całą sprawę, przy tym wędrując po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Opowieść co chwilę przerywały przekleństwa i odgłosy uderzania o meble lub przypadkowe przedmioty. Pantherlily powstrzymał się jednak przed udzieleniem pomocy Smoczemu Zabójcy, ponieważ wiedział jak ten by na to zareagował.

- Teraz rozumiesz, dlaczego byłem taki tajemniczy? - spytał na koniec Gajeel. - Levy nie może się o niczym dowiedzieć.

- To fakt - przyznał kocur.

- Skoro się ze mną zgadzasz, to wiesz, co masz robić.

Lily mruknął twierdząco, odruchowo kiwając głową i niedługo potem opuścił ich mieszkanie.

~~~~~~~~


Był już późny wieczór, kiedy Levy weszła do mieszkania i rzuciła na podłogę przy drzwiach swoją torbę.

- Padam z nóg - jęknęła. Zaraz jednak podniosła torbę i odwiesiła ją na wieszak. Nie chciała by przez nią czarnowłosy znów się potknął. - Gajeel! Lily! Wróciłam! - zawołała i ruszyła do salonu, gdzie spodziewała się zastać tę dwójkę. Zresztą już z korytarza słyszała odgłosy brzdąkania na gitarze i pomruki brzmiące jak ''Siubi du ba''.

Nie myliła się. Gajeel siedział na kanapie z gitarą w dłoniach. Jednak ku zdziwieniu dziewczyny, Lily'ego nie było razem z nim.

- A Lily gdzie? Uciekł, bo nie mógł słuchać twojego grania? - spytała z krzywym uśmiechem.

Smoczy Zabójca przestał znęcać się nad strunami i wydawać z siebie nieokreślone dźwięki, po czym zwrócił twarz w stronę Levy. Z opuszczonymi powiekami zdawało się jakby lunatykował.

- Emmm... Musiał wyjść na chwilę - odparł wymijająco.

- Dokąd on poszedł o tej porze? - zdziwiła się.

Gajeel zdawał się zwlekać z odpowiedzią, jednak zaraz usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i wzruszył ramionami.

- Jego możesz o to zapytać - odparł.

- Hmm, chyba tak zrobię - mruknęła Levy marszcząc brwi i zastanawiając się, czy to, co widziała przed chwilą na twarzy czarnowłosego, to była ulga.

Wyszła na korytarz i spojrzała na Exceeda, który trzymał w łapce siatkę z zakupami.

- O, Levy, już wróciłaś - zauważył Lily błyskotliwie. - Ja musiałem wyjść na chwilę do sklepu. Głodna?

Skinęła głową.

- Owszem.

- Zrobię coś na szybko - zaoferował się Lily i zaraz potem zniknął w kuchni.

Po chwili zastanowienia niebieskowłosa poszła do salonu i usiadła na kanapie obok Gajeela, który powrócił do maltretowania strun w swoim instrumencie. Przechyliła głowę w bok i oparła się o ramię Smoczego Zabójcy wzdychając przy tym.

Gajeel przerwał znów granie i odstawił nieporadnie gitarę na bok.

- Zmęczona? - spytał obejmując ją ramieniem.

- Yhm, nie było mnie jeden dzień, a jak wróciłam, to miałam wrażenie, że nie było mnie tydzień - stwierdziła.

- Czyli jutro pewnie idziesz do pracy, żeby nie narobić sobie zaległości - odparł Redfox, a jego palce bezwiednie zaczęły bawić się włosami Levy.

- No coś ty! - zawołała McGarden, nagle się ożywiając. - Zostanę z tobą. W Radzie rozumieją, że nie możesz być teraz sam...

- Nie muszę siedzieć w mieszkaniu, mogę iść z wami do Rady - stwierdził, wzruszając przy tym ramionami.

- Nie ma mowy! - odpowiedziała stanowczo. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Poza tym wiem, co będziemy jutro robić - dodała tajemniczo. - Ale dowiesz się tego w odpowiednim czasie.

Westchnął ciężko marszcząc brwi.

- Niech ci będzie - mruknął.

Levy zamrugała szybko powiekami.

- Serio?

- O co ci teraz chodzi? - zdziwił się czarnowłosy.

- Sądziłam, że zaczniesz się ze mną o to sprzeczać, dopóki nie zmienię zdania albo się pokłócimy, a ty i tak zrobisz po swojemu - stwierdziła.

Znów westchnął ciężko.

- Tym razem odpuszczę, zadowolona? Zresztą to nawet lepiej, że będziesz w domu - powiedział przyciszonym głosem, po czym odsunął się od niej lekko i zmusił ją, by obróciła się do niego plecami.

- Co? Czemu? - zdziwiła się, lecz nie uzyskała odpowiedzi, bo Gajeel zaczął masować jej ramiona i plecy. Mimowolnie westchnęła z zadowolenia. Po całym dniu w pracy silne dłonie mężczyzny były zbawieniem dla jej napiętych mięśni, dlatego powoli się odprężyła.

Po kilku minutach odchyliła się do tyłu i oparła o tors czarnowłosego, a zmęczenie wzięło górę, bo najzwyczajniej w świecie zasnęła.

W tej samej chwili do salonu wszedł Lily ze stosem kanapek na talerzu.

- O - mruknął tylko cicho.

- Chyba zasnęła i jak zwykle bez kolacji... Zaniesiesz ją do pokoju? - spytał szeptem Gajeel.

Kocur uśmiechnął się tylko pod nosem, nie komentując słów przyjaciela. Przemienił się i wziął ostrożnie Levy w ramiona, po czym poszedł z nią do jej pokoju, by położyć ją do łóżka.


wtorek, 5 kwietnia 2022

Wisienki Levy

Nachodzą mnie czasem różne przemyślenia na temat anime, czy książek, które akurat czytam, a trochę częściej niż czasem zdarza mi się dokonać psychologicznej analizy postaci.

 A zatem, w dzisiejszym odcinku "Usagi Rozmyśla" porozmawiamy sobie o cyc... *kaszl kaszl* wisienkach Levy, które na przestrzeni 3 sezonów anime zmieniły się w coś nieco większego. (Przepraszam za ewentualne spoilery.) Moje rozmyślania zapoczątkował post przypadkowo zobaczony na facebooku, gdzie porównana była Levy z pierwszego i trzeciego sezonu. 

Komentarze pełne były spekulacji, jak do tego doszło nie wiem. Ponad połowa komentarzy mówiła o jej ciąży, zapominając przy tym, że Levy nie jest słoniem i jej ciąża nie może trwać kilka lat, a akcja trzeciego sezonu toczy się rok przed tym, nim Gajeel zajął się powiększaniem rodziny.

Skąd zatem tak znaczący przyrost jej kobiecych atutów?

Otóż, każda kobieta marzy o tym, by tłuszcz odkładał się w to jedno miejsce i niekoniecznie musi być to związane z ciążą. A ciekawostką, o której nie wszyscy wiedzą lub pamiętają, bo było to wspomniane tylko w mandze, jest to, że Gajeel potrafi dość dobrze gotować. A skoro potrafi gotować, to w czasach pracy w Radzie Magicznej to on w dużej mierze musiał być odpowiedzialny za posiłki. A Levy na tym skorzystała.

Jako mól książkowy doskonale rozumiem, jak to jest wsiąknąć w książkę tak, że zapominam o podstawowych czynnościach np. o jedzeniu. I tak samo musi być z Levy. Możliwe nawet, że dlatego jej wzrost jest tak niewielki, ponieważ od dzieciństwa dużo czasu poświęcała na czytanie i nie miała nikogo, kto by dbał o jej regularne posiłki. 

Oczywiście, kiedy stała się dorosła, nie była już w stanie urosnąć. Lecz osobiście uważam, że to Gajeel przez cały czas, odkąd zaczęli pracę w Radzie, musiał dbać o to, by dziewczyna jadła regularnie i to on odciągał ją od pracy lub książek, by przypomnieć jej o potrzebach żołądka.  A przy tym zajmował się sporządzaniem posiłków.

Kiedy przyszło mi to do głowy i poskładałam wszystkie fakty razem, pomyślałam, że to niesamowicie urocze ze strony Gajeela i nawet to do niego pasuje (ale cii, proszę mu tego nie mówić, bo się obrazi XD)

niedziela, 3 kwietnia 2022

„Najstraszniejsze nie są koszmary, a sny otwierające w nas zamknięte drzwi”

 

Wszedł do domu i skierował swoje kroki do salonu. Gdy już miał przekroczyć próg, ktoś potrącił go i przebiegł obok, pozostawiając po sobie jedynie błysk różowych włosów.

- Natsu, uważaj, bo się przewrócisz – zwrócił mu uwagę, przybierając minę, która miała wyrażać gniew, jednak gdy patrzył na tego roześmianego, hałaśliwego brzdąca, nie potrafił się na niego złościć.

Jego młodszy braciszek w biegu odwrócił się i roześmiał, oświadczając przy tym pewnym siebie głosem:
-
Nii-san, nic mi nie będzie.

Chwilę później zaczepił o własną nogę i wylądował na pupie w widowiskowym stylu.

Zeref westchnął ciężko, po czym podszedł do młodszego brata i pomógł mu wstać.

- A nie mówiłem? – mruknął z politowaniem.

Natsu spojrzał na niego wielkimi oczami, które zalśniły niebezpiecznie. Przełknął jednak łzy upokorzenia i uniósł dumnie głowę.

- Nic mi nie jest – odparł zadziornie.

Zeref uśmiechnął się tylko kącikiem ust i poczochrał jego różowe włosy.

- To dobrze. Bo bałem się, że nie będziesz mógł usiąść przy stole podczas kolacji przez to, jak się potłukłeś... Wtedy pewnie musiałbyś iść grzecznie do łóżka o pustym żołądku – droczył się z nim.

Natsu nadął policzki.

- Nieprawda! – zawołał urażony. – Nii-san, kłamiesz! Mamo, prawda, że mogę zjeść kolację i nie muszę wcale iść jeszcze spać? – spytał, robiąc przy tym niezwykle niewinną minę i spojrzał na matkę, która właśnie weszła do pomieszczenia, niosąc wazę z zupą.

- Hm? A dlaczego miałbyś iść spać bez kolacji? – zdziwiła się, stawiając naczynie na stole. – Dla ciebie zawsze znajdzie się talerz z czymś pysznym, mój mały łakomczuchu – dodała z czułym uśmiechem.

- Hura! – zawołał, podbiegając do stołu i zajął miejsce, a matka napełniła zaraz jego talerz parującą i aromatyczną zupą.

Nie czekając na nic Natsu zabrał się za jedzenie, parząc sobie lekko język.

- Nie tak łapczywie, bo wypali ci buzię – upomniała go matka, lecz uśmiechała się przy tym delikatnie. Pogłaskała po głowie młodszego syna i pocałowała w czoło.

Zeref podszedł do stołu i zajął miejsce obok brata, po czym napełnił swój talerz.

- Jak było dzisiaj? – spytała kobieta, sama zajmując miejsce przy stole.

- Jak zwykle – odparł Zeref. – Tata spuścił wszystkim łomot.

- Tata rządzi! – zawołał Natsu między kolejnymi łyżkami zupy.

Matka uśmiechnęła się czule.

- Cieszę się... A kiedy wróci? – dopytywała.

- Za chwilę powinien być. Mówił, że ma coś jeszcze do załatwienia – wyjaśnił Zeref.

Chwilę później drzwi wejściowe wydały ciche skrzypnięcie i zaraz do salonu wszedł ojciec.

- Tata! – zawołał ucieszony Natsu.

- Witaj, kochanie – zwróciła się do niego czarnowłosa.

- Wróciłem – odparł mężczyzna, po czym podszedł do stołu, chowając coś za plecami. – Proszę, to dla ciebie – oznajmił, stając za plecami żony, po czym wyciągnął przed nią dłoń z bukietem kwiatów. Pochylił się i obdarzył ją soczystym całusem w policzek.

Mama chłopców rozpromieniła się i zaraz przytuliła do męża.

- Dziękuję, kochanie. Usiądź i zjedz, a ja pójdę wstawić kwiaty do wody.

~~~~~~

Po kolacji Zeref wyszedł na taras i obserwował nocne niebo.

Zaraz wyczuł ruch za sobą, po czym ktoś podbiegł do niego i wskoczył mu na plecy.

- Hej, nii-san – zawołał Natsu, obejmując brata za szyję. – A co to jest to świecące w górze? – spytał z dziecięcą ciekawością.

Zeref udał zamyślenie.

- To są... świetliki – oświadczył z powagą.

- Świetliki? – spytał malec,nie bardzo wierząc w wyjaśnienia.

- Właśnie tak. Świetliki, które... przykleiły się do takiej granatowej kopuły nad nami – dodał czarnowłosy z przemądrzałą miną.

- O... – mruknął Natsu, zadzierając głowę do góry i obserwując niebo. – I one nie spadną?

- Cóż, czasem spadają – stwierdził Zeref, po czym nagle wskazał ręką. – O, widzisz? Jeden spada. Musisz pomyśleć życzenie zanim zniknie, to wtedy się spełni.

Natsu podskoczył lekko na plecach brata.

- To ja bym chciał... – zaczął mówić, lecz starszy chłopak zasłonił mu usta dłonią.

- Nie mów, tylko pomyśl, bo inaczej się nie spełni – przerwał mu, jednocześnie sam myśląc nad własnym życzeniem. Chciałbym by już zawsze było tak jak dzisiaj.

- Nii-san, a ja ci nie powiem, o czym pomyślałem – oświadczył stanowczo Natsu, jak gdyby brat chciał z niego wydobyć tę informację na torturach.

Zeref zaśmiał się lekko.

- A jak cię będę bardzo prosił? – spytał.

- Nie ma mowy! Nie pisnę słówkiem – odparł różowowłosy kręcąc głową.

- Niewdzięczny. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak wydobyć to z ciebie siłą...

Nie doczekawszy się odpowiedzi, Zeref obejrzał się przez ramię.

~~~~~~~~

Natsu zniknął. Wokoło panowała cisza.

Wszedł z powrotem do domu i natychmiast dostrzegł zmianę.

To już nie był ten sam salon, nawet nie ten sam dom. Wystrój wnętrza był tak nowoczesny, jakby minęło co najmniej czterysta lat...

Nucąc pod nosem jakąś melodię, do salonu weszła blondwłosa dziewczyna, wyglądająca na trzynaście lat, choć wiedział, że naprawdę jest o wiele starsza. Widząc Zerefa posłała mu czuły uśmiech i ruszyła w jego stronę.

- Jak tam nasz syn? – spytał odwzajemniając uśmiech i jakby zupełnie zapomniał, że przed chwilą był w innym miejscu, w innym czasie, z zupełnie innymi ludźmi.

- Śpi jak aniołek – odparła Mavis i objęła go za szyję.

Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, po czym Zeref przytulił ją do siebie, kryjąc twarz w jej włosach i przymknął powieki. Ogarnęły go te uczucia szczęścia,spokoju, poczucie bezpieczeństwa.

- Chciałabym, żeby już zawsze było tak jak dzisiaj – szepnęła Mavis, wtulając się w niego mocniej.

Zadrżał nieco, gdy po jego plecach przeszedł dziwny dreszcz, przypominając mu o czymś,co wydarzyło się bardzo dawno temu.

- Coś się stało? – spytała dziewczyna, wyczuwając tę zmianę.

- Nie... To nic... – odparł powoli. – Też bym tego chciał. Byśmy zawsze byli razm, tak szczęśliwi jak teraz – odparł, odsuwając się odrobinę, by spojrzeć jej w oczy, po czym pocałował ją delikatnie i czule.

Mavis oddała pocałunek, a po chwili położyła głowę na jego ramieniu, nadal mając przymknięte powieki.

- Kocham cię Zeref – szepnęła, a gdy to mówiła, jej wargi muskały jego szyję niczym puch.

- Ja ciebie też... Mavis – odparł, gdy nagle ogarnęła go ciemność.



Otworzył oczy i natychmiast musiał je z powrotem zamknąć, bo oślepiło go światło. Gdy przyzwyczaił się do nagłej zmiany, rozejrzał się dookoła. Siedział oparty o drzewo w środku lasu, który tętnił życiem.

Ach, tak, był na Wyspie Tenrou.

Tak, to był tylko sen.

Poczuł coś ciepłego i mokrego spływającego mu po policzku.

- Natsu... – szepnął. – Mavis...

Poczuł nagle czyjąś obecność. Gdy się rozejrzał, nikogo nie zobaczył, ale wiedział, że ona jest obok. A raczej jej duch.

Duch dziewczyny, którą kochał.

Dziewczyny, którą zabił.

- Zeref... – Nie usłyszał jej, ale czuł i potrafił zrozumieć, co chce mu przekazać.

- Znowu tu jesteś? Mówiłem, że powinnaś odejść, zostawić mnie...

- Nigdy cię nie zostawię – odparła, a może tylko mu się wydawało.

- Twoja obecność tutaj nic nie da. Jedyne czego chcę to, by ktoś w końcu mnie zabił... Nie, by zrobił to Natsu.

- Nie – odparła Mavis, podchodząc do niego i siadając obok. Niemal czuł, jak jej włosy muskają jego skórę, czuł jej zapach. – Ty nie chcesz umrzeć. Chcesz żyć, jak nikt inny pragniesz życia... Nie tylko swojego.

- Bo wiem, jak jest cenne – szepnął. – Życie każdego... Tylko nie moje. Jedyne co przynoszę to śmierć, zniszczenie i rozkład. Nie chcę takiego życia. Dość już przeżyłem na tym świecie. Chcę umrzeć... Nie, chcę zniszczyć ten świat... Chcę... – Urwał, czując jak jego ciałem wstrząsają dreszcze.

- Jedyne czego chcesz, to żyć szczęśliwie – powiedziała Mavis, patrząc na niego ze współczuciem i troską. – Żyć jak każdy, dorosnąć, założyć rodzinę, zestarzeć się z ukochaną osobą przy boku...

- Odejdź – warknął przez zaciśnięte zęby.

Wyczuł, że Mavis stała się smutna.

- Odejdź i nie wracaj! – zawołał, a dreszcze jeszcze mocniej wstrząsnęły jego ciałem.

Obecność Mavis zniknęła.

Zeref pochylił się, zaciskając dłonie na trawie, palcami orząc ziemię. Jego ciało wygięło się w łuk, gdy próbował powstrzymać ze wszystkich sił to, co miało nadejść.

Chwilę później fala czarnych płomieni rozeszła się szerokim kołem wokół niego, zabierając życie wszystkiemu, co napotkało na swojej drodze. Drzewo, pod którym siedział, które jeszcze przed chwilą dawało przyjemny cień dzięki soczyście zielonym liściom, teraz było martwe, spróchniałe i nagie. Pod wpływem wiatru odpadły z niego suche gałęzie. Trawa wokół była wypalona, prześwitywała spod niej jałowa ziemia. Truchła zwierząt ścieliły się pod drzewami dokąd tylko zdołał sięgnąć wzrok.

Znów mu się nie udało.

Znów to zrobił.

Podniósł pięść, w której tkwiły uschnięte źdźbła trawy i przycisnął ją do czoła, zaciskając powieki.

- Nie odchodź...

Rozdział 2

Levy specjalnie wzięła dzisiejszego dnia wolne. Na pewno w Radzie sobie bez niej poradzą, a ona musiała być teraz przy Gajeelu.

Po dwóch tygodniach w szpitalu, gdy jego rany się zagoiły, mógł zostać wypisany, z czego z niebywałą chęcią skorzystał. Niestety jak dotąd jego wzrok nie powrócił i nie zanosiło się na żadne zmiany w tej kwestii, a przynajmniej nie na chwilę obecną. Lekarze twierdzili, że jego stan może się poprawić, gdy będzie przebywał w domu.

Weszła do mieszkania i nie odzywając się nawet słowem ruszyła na poszukiwanie czarnowłosego. Nie musiała długo szukać. Siedział na kanapie w salonie, miał zamknięte oczy i wydawało się, że spał. Uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła, z zamiarem pójścia do kuchni i przygotowania czegoś na obiad.

- Czemu się tak skradasz? - usłyszała nagle nieco poirytowany głos Smoczego Zabójcy.

- Eh? Myślałam, że śpisz - odparła, zatrzymując się w pół kroku.

- Nie śpię... Po prostu teraz nie mam po co otwierać oczu - odparł z ociąganiem.

Ściągnęła brwi i posłała mu współczujące spojrzenie. Zaraz jednak skarciła się w myślach. Wiedziała jak zareagowałby Gajeel, gdyby zobaczył teraz u niej takie uczucia.

- Idę do kuchni zrobić coś jeść. Chcesz też? - spytała.

Skinął głową.

- Nie odmówię - odparł.

Przeniosła się do kuchni i zajęła przygotowaniami. Nie minęła jednak minuta, gdy usłyszała hałas dobiegający z korytarza. Wybiegła szybko z kuchni, po czym stanęła jak wryta w drzwiach. Gajeel leżał rozciągnięty na podłodze, a obok niego stał wywrócony karton, z którego wysypały się książki.

- Przepraszam - zawołała Levy, już po chwili znajdując się przy kartonowym pudle i zbierając do niego książki. - Miałam to stąd zabrać i zapomniałam - zaczęła się tłumaczyć. Po chwili dopiero uświadomiła sobie, że powinna najpierw pomóc niewidzącemu chłopakowi podnieść się z podłogi. Powstrzymała się przed strzeleniem sobie otwartą dłonią w czoło i odsunęła pudło na bok.

Czarnowłosy tymczasem już gramolił się z podłogi. Gdy Levy ujęła go pod ramię, by mu pomóc wstać, odsunął ją od siebie stanowczo i wstał o własnych siłach, podpierając się ściany.

- To nie twoja wina. To ja powinienem był bardziej uważać. Nie musisz robić ze mnie kaleki - stwierdził oschle.

- Przecież nie robię z ciebie... - zaczęła, ale natychmiast urwała, kiedy dostrzegła jak jest ubrany Gajeel. - Och, masz koszulkę nałożoną na lewą stronę - mruknęła. - Myślałam, że Lily miał ci pomóc rano się ubrać - dodała marszcząc brwi.

- Czy ja ci wyglądam na dziecko? - spytał Smoczy Zabójca z irytacją. - Nie potrzeba mi niańki.

Levy zacisnęła zęby, sama zirytowana jego uporem.

- To może przestań się tak zachowywać. Jak wielkie uparte dziecko - burknęła, po czym obróciła się na pięcie i wróciła do kuchni.

Krzątała się przygotowując posiłek. Z korytarza dobiegały ją odgłosy szamotania się i przekleństwa rzucane pod nosem przez Gajeela, ale kompletnie nie zwracała na nie uwagi. A przynajmniej starała się to robić. Nie będzie skakać wokół niego i na siłę mu pomagać, jeśli jemu tak bardzo to nie pasowało.

Gdy już prawie kończyła szykować obiad, ujrzała czarnowłosego wchodzącego do kuchni. Koszulkę miał już nałożoną prawidłowo, zaś na jego twarzy gościła mina mówiąca, że jest dumny ze swojego wyczynu.

- Wreszcie jesteś - Levy nie mogła się powstrzymać od tej uszczypliwości.

Smoczy Zabójca prychnął pod nosem zirytowany, a jego dumna z siebie mina natychmiast zniknęła. Postąpił powoli kilka kroków w stronę stołu i stojących przy nim krzeseł. Levy przerwała mieszanie w garnku i przyglądała się tym poczynaniom w napięciu, jakby się obawiała, że Gajeel z impetem wpadnie na stół i wyłoży się na nim jak długi.

- Przestań się gapić, bo cię aresztuję - burknął ciemnowłosy.

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy.

- S-Skąd ty to wiesz? - wydukała speszona.

- Czuję na sobie ten twój wzrok - oznajmił, stawiając kolejny powolny krok w stronę stołu. - Chyba że po prostu mnie nim rozbierasz - dorzucił unosząc kącik ust w zaczepnym uśmiechu.

Policzki Levy przybrały nienaturalny czerwony kolor.

- Głupek! - zawołała i odwróciła się, zawzięcie mieszając parującą zawartość garnka.

- Gihi! - zaśmiał się Gajeel. - Wreszcie słyszę, że zajęłaś się swoją robotą. Wcześniej stałaś cicho jak mysz pod miotłą i nawet nie drgnęłaś - stwierdził.

Levy zerknęła na niego przez ramię i zdążyła zobaczyć jak odsuwa krzesło od stołu i siada na nim ciężko.

- Już skończyłam - wymamrotała i zgasiła palnik. Z szafki wyjęła talerze i zaczęła nakładać do nich potrawę.

- Słuchaj... Ja naprawdę nie potrzebuję niańki, tak jak się wydaje tobie i Lily'emu. Potrafię jeszcze zrobić wokół siebie najprostsze codzienne czynności. Nie jestem kaleką! - podkreślił z nutą złości w głosie. - Nawet jeśli nic nie widzę, to mam naturalnie wyostrzone pozostałe zmysły i z łatwością radzę sobie z większością spraw. A z czasem... trudniejszych rzeczy dam radę się... - zaczął mówić ze zmarszczonymi brwiami i palcami zaciśniętymi na krawędzi stołu.

- A z czasem twój wzrok powróci i nie będziesz już potrzebował żadnej niańki - przerwała mu niebieskowłosa przesadnie wesołym tonem. - Tymczasem zaś powinieneś pozwolić sobie pomóc choć trochę, Wasza Samowystarczalność - dodała z ironią.

Gajeel ponownie zbył jej słowa prychnięciem.

Levy postawiła przed nim talerz i widelec.

- Proszę - powiedziała i zaraz usiadła obok niego ze swoją porcją.

Gajeel wciągnął głębiej powietrze.

- Co to? - spytał niepewnie.

Levy przechyliła głowę w bok.

- Spokojnie. Nie mam zamiaru cię otruć... jeszcze - odparła z wrednym uśmiechem.

- Chciałem tylko wiedzieć, co jem - stwierdził czarnowłosy z konsternacją. - Coś z kurczakiem?

- Yhm, kurczak z ryżem w sosie słodko-kwaśnym - wyjaśniła, ganiąc się w myślach. - Mam nadzieję. że będzie ci smakować.

Gajeel mruknął coś tylko pod nosem i zabrał się za jedzenie. A przynajmniej starał się to robić. Wziął niepewnie widelec do ręki i nieporadnie nabrał na niego jedzenie. Przysunął sobie do ust, ale zamiast prosto do nich, widelec powędrował do jego nosa, który został upaćkany sosem. Smoczy Zabójca wymamrotał przekleństwo i upuścił widelec na talerz, aż rozległo się głośne brzęknięcie.

- Chyba jednak nie jestem głodny - oznajmił, starając się ze wszystkich sił ukryć gniew i irytację, które ostatnio nie opuszczały go nawet na krok.

Levy westchnęła teatralnie.

- Jak masz zamiar tak się ciągle boczyć, to w końcu umrzesz z głodu. Daj sobie w końcu pomóc - wyrzuciła, by już po chwili wstać ze swojego miejsca i podejść do chłopaka. Najpierw wzięła serwetkę i starła z nosa Gajeela cały sos. Następnie ujęła jego dłoń w swoją, po czym pokierowała go, by nabrał na widelec kęs jedzenia. Po chwili uniosła jego dłoń i naprowadziła, tak aby wsunąć mu widelec do ust. Odsunęła się od niego nieco i przyjrzała mu się.

- I jak?

Gajeel przeżuł i przełknął, co miał w ustach, na szczęście oszczędzając widelec. Gdy tylko to zrobił, odwrócił głowę w bok i zarumienił się lekko.

- Dobre. Dalej już sobie poradzę - wymamrotał speszony.

- Jak uważasz... W razie czego jestem obok - stwierdziła ze spokojem, po czym wróciła na swoje miejsce. Czuła, mimo wszystko, że jeszcze trochę czasu minie nim przyzwyczai przyjaciela do tego, by sam prosił o pomoc.


Rozdział 3. ,,Dziękuję, że przybyłeś w samą porę"

Od pewnego czasu moje życie nabrało monotonii. Mój dzień obraca się wokół jedzenia, spania, treningu, a okazjonalnie także bzykania Bulmy. ...