niedziela, 15 maja 2022

Rozdział 6 (ostatni)

Kilka dni później Levy miała się wybrać do Rady wraz z Lilym, Gajeel natomiast miał zostać sam. Do tej pory mężczyzna nie odzyskał wzroku, chociaż czasem niebieskowłosa łapała się na wrażeniu, jakby jego wzrok powrócił. Coraz lepiej wychodziły mu codzienne czynności, a kilka razy czuła niby szóstym zmysłem, że na nią patrzy. Oczywiście szybko karciła się w myślach za te podejrzenia. Przecież Gajeel powiedziałby od razu, gdyby znowu widział normalnie. Poza tym ciężko byłoby mu nadal udawać.

- Jesteś pewien, że możemy iść? Poradzisz sobie ze wszystkim? – pytała dziewczyna po raz setny tego ranka.

Smoczy Zabójca westchnął cierpiętniczo.

- Jakbym dostawał klejnot za każdym razem, kiedy o to pytasz, byłbym już bogaty – prychnął. – Idźcie już. Nie podpalę przecież domu, kiedy was nie będzie te kilka godzin.

Levy zrobiła wielkie oczy, jakby dopiero teraz ta opcja przyszła jej do głowy.

- O bogowie, właśnie! A jeśli coś się zacznie palić, a ty nie zauważysz? Dobra, zostaję.

- Levy, posłuchaj, nie ma powodów do paniki. Gajeel radzi sobie już coraz lepiej, więc wytrzyma bez nas przez jeden dzień – uspokajał Exceed.

Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.

- Wpadnę do domu jak będę miała przerwę. Może być?

Gajeel skrzywił się znacząco.

- Zajmij się pracą, a mną się nie przejmuj. Poradzę sobie – odparł przez zaciśnięte zęby.

Levy miała co do tego jakieś złe przeczucia, ale odpuściła wreszcie i razem z Lilym udała się do Rady. Tam czekała na nią masa pracy, ponieważ ktoś musiał tymczasowo przejąć obowiązki Gajeela, skoro ten był niedysponowany.

Nie powstrzymało jej to jednak, by znaleźć chwilę przerwy i wrócić do mieszkania. Nie powstrzymał jej nawet Pantherlily, który tak bardzo się upierał, by została w Radzie. Chociaż ostatecznie poszedł razem z nią.

Przebyli jedynie pół drogi z Rady do ich mieszkania, ponieważ natrafili na scenę walki. A jednym z walczących był...

- Gajeel? – wyrzuciła niebieskowłosa z niedowierzaniem.

Uwaga Smoczego Zabójcy rozproszyła się na chwilę, a on odwrócił głowę w ich stronę i spojrzał Levy w oczy. Naprawdę spojrzał. Trwało to tylko sekundę, bo jego przeciwnik zepchnął go jednym ciosem na ścianę najbliższego budynku.

- Gajeel! – wrzasnęła i już szykowała się, aby mu pomóc, lecz wtedy mężczyzna, który dopiero co powalił jej chłopaka, rzucił się na nią. Czas jakby zwolnił. Uniosła dłoń, by napisać zaklęcie, ale nagle wszelkie słowa uciekły z jej głowy, choć jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Ten mężczyzna wydawał się jej dziwnie znajomy. Był to ten sam mag, który sprawił, że Gajeel wylądował ledwie żywy w szpitalu i stracił wzrok. Ten sam, którego ścigała Rada. Ale Gajeel odzyskał wzrok... Prawdopodobnie w dzień, kiedy uderzył się w głowę, lecz z jakiegoś powodu postanowił zataić przed nią prawdę.

Wszystkie te myśli przemknęły jej przez umysł w ciągu tych ułamków sekund, gdy przeciwnik coraz bardziej się do niej zbliżał. Uratował ją Lily, który wyłonił się przed nią w swojej bojowej formie z obnażonym mieczem i odparł atak.

- Ukryj się – warknął do niej.

- Co? Czemu?

Nie odpowiedział, tylko wdał się w walkę na całego.

Levy wycofała się, ale tylko po to, by dostać się do Gajeela i sprawdzić, czy coś mu się stało. Okłamał ją w pewnych sprawach, ale to nie znaczyło, że przestało ją obchodzić jego zdrowie. Smoczy Zabójca siedział pod ścianą, oddychając z trudem.

- Gajeel, słyszysz mnie? Możesz wstać? – pytała wystraszona, dotykając jego ramion i twarzy.

Spojrzał jej w oczy, zaciskając zęby.

- Musisz się ukryć – oznajmił stanowczo. Odsunął jej ramiona od siebie i wstał z trudem.

- Czemu wszyscy każą mi się chować? Przecież też mogę walczyć! – zawołała ze złością.

Spojrzała na Lily’ego – dyszał ciężko, choć walczył dopiero chwilę, co dało jej do myślenia, że przeciwnik nie jest byle kim.

Mężczyzna zatrzymał się i zwrócił w stronę niej i Gajeela, po czym roześmiał się głośno.

- Ponieważ, naiwna dziewczynko, twój chłoptaś doskonale wie, że mogę cię zmiażdżyć! – warknął, robiąc krok w ich stronę. – Odebrać mu to, co on mi kiedyś odebrał! Każdą bliską dla niego osobę! Myślisz, że to był przypadek, że ostatnim razem pozwoliłem mu przeżyć? Chcę by cierpiał jeszcze mocniej!

Levy wędrowała wzrokiem od Gajeela do mężczyzny, który się do nich zbliżał. Była zdezorientowana. Chciała wiedzieć, skąd Smoczy Zabójca go znał i dlaczego gość chciał dokonać na nim zemsty.

- Zostań z tyłu – rozkazał twardo Gajeel, po czym ruszył ponownie do walki. Dziewczyna mogła tylko stać i bezradnie się wszystkiemu przyglądać. Chciała jakoś pomóc, ale kiedy Gajeel połączył siły z Lilym, pokonanie przeciwnika okazało się prostsze. 

Levy poczuła się żałośnie słaba i niepotrzebna. „To dlatego Gajeel trzymał wszystko w tajemnicy” – pomyślała. – „Bo jestem dla niego tylko ciężarem i utrapieniem.” Nie potrafiła powstrzymać narastającej złości: na Gajeela, na siebie, nawet na Lily’ego, który najwyraźniej również uczestniczył w tym spisku.

- Jesteś aresztowany – oznajmił czarnowłosy do pokonanego mężczyzny, przyciskając go do ziemi i zakładając mu na nadgarstki anty-magiczne kajdanki.

Wreszcie dziewczyna zrobiła kilka kroków w ich stronę.

- Więc to tak. Wszyscy wokół wiedzieli, oprócz mnie, prawda? Bo jestem słaba i do niczego się nie nadaję, dlatego można mi mydlić oczy udawaniem ślepego, by mnie zaciągnąć do łóżka – wyrzuciła drżącym od emocji głosem. – Lily, wiedziałeś o tym, że Gajeel odzyskał wzrok, prawda? I o tym, że oni znają się z przeszłości? Oraz o tym, że „jestem na celowniku”? – zasypała Exceeda pytaniami, zaciskając dłonie w pięści.

Kocur powiódł wzrokiem od Gajeela do Levy.

- Ja... Zabiorę więźnia do Rady, a wy sobie porozmawiajcie – rzucił, po czym pospiesznie się ewakuował wraz z pojmanym mężczyzną.

Niebieskowłosa ukryła twarz w dłoniach, próbując nad sobą zapanować. Smoczy Zabójca potrzebował dłuższej chwili, nim podszedł do niej.

- Levy, mogę ci to wyjaśnić...

- Chcesz mi wyjaśnić kłamstwa i zatajanie przede mną prawdy? – weszła mu w słowo, odrywając dłonie od twarzy. W oczach miała łzy. – Nie mogę tego zrozumieć, choćbym chciała. Zaufałam ci, a ty to zniszczyłeś! Nie chcę cię więcej widzieć!

Czarnowłosy prychnął ze złością.

- To co? Mam odejść z Rady? Wyprowadzić się z mieszkania? Bo czy tego chcesz, czy nie...

- Tak! Chcę byś się wyprowadził z mieszkania! Zabieraj to, co do ciebie należy i...

Tym razem to Gajeel nie dał jej dokończyć zdania, ponieważ złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Ruszył przed siebie zdecydowanym krokiem, jakby wcale nie stoczył chwilę temu wyczerpującej walki.

- Gdzie mnie...? Co ty w ogóle robisz?! – Levy nie posiadała się ze zdumienia.

- Zabieram to, co należy do mnie i się wynoszę – powiedział ze spokojem.

Dziewczyna na chwilę zaniemówiła, potem jednak zaczęła się wyrywać, wykrzykując, że nie jest przedmiotem. Kopała i biła pięściami, ale ciało Smoczego Zabójcy było niczym stal, dlatego szybko zaniechała tej czynności. Robiła tym większą krzywdę sobie niż jemu. Przez następne kilkanaście minut milczała, zwisając na jego ramieniu niczym trofeum. Była ciekawa, dokąd ją zaprowadzi, bo dawno już minęli ich mieszkanie i wyszli poza miasto.

- Nadal jestem na ciebie zła – oświadczyła wreszcie, gdy tymczasem sceneria wokół niej zmieniła się i znaleźli się w lesie.

- Wiem o tym – odparł Gajeel ze spokojem.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? – spytała, lecz czarnowłosy milczał. – Gajeel?

- Wiesz, że moja przeszłość nie jest różowa – odpowiedział z wahaniem. - Ten facet... Kiedy byłem w Phantom Lord, dostałem misję, by... pozbyć się kilku osób, które komuś przeszkadzały. Nie interesowało mnie wtedy, kto i dlaczego. Po prostu wykonałem zadanie. To była jego rodzina... Rodzice jego i tego drugiego gościa, którego wcześniej aresztowaliśmy.

Levy zaniemówiła na chwilę. Gajeel doprowadził do czyjejś śmierci... Szybko jednak ucięła rozmyślania na ten temat. Życie maga nie było łatwe, a przeszłość Gajeela powinna pozostać zamkniętym rozdziałem, nie zamierzała więc oceniać jego działań z tamtych czasów.

- To dlatego chciał się zemścić... na mnie?

- Nie chciałem, by się dowiedział, że w ogóle coś mnie z tobą łączy, dlatego postanowiłem sam się z nim zmierzyć. I tak jak słyszałaś, on pozostawił mnie przy życiu tylko dlatego, że jego plan zakładał najpierw zniszczenie mnie psychicznie... odebranie mi wszystkiego, co jest ważne w moim życiu. Odebranie mi ciebie – z każdym zdaniem jego głos był coraz cichszy. – Powiedziałem o tym Lily’emu, bo... nie bałem się tego, co sobie o mnie pomyśli, jak będzie oceniał moją przeszłość. Pomógł mi, bo kiedy ja nie mogłem nic zrobić przez utratę wzroku, on tropił dla mnie tego faceta.

- Kiedy odzyskałeś wzrok? – spytała, lecz nagle Gajeel zatrzymał się i postawił ją na ziemi. 

Stali przed małą drewnianą chatką, leśniczówką. Wyjął klucz w kieszeni i otworzył drzwi.

- Wejdź, nikogo tu teraz nie ma – oznajmił, a kiedy dostrzegł pytający wzrok dziewczyny, westchnął ciężko. – Czasami tu przychodzę, kiedy chcę pobyć sam. Tak, sam dorobiłem sobie klucz.

Levy pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym weszła do środka, rozglądając się po wnętrzu. Wreszcie usiadła na rogu łóżka, zakładając nogę na nogę i spojrzała na chłopaka z wyczekiwaniem.

- Emm, jakie było pytanie? – Gajeel wziął sobie krzesło, które ustawił przed dziewczyną tyłem i usiadł na nim okrakiem.

- Twój wzrok...

- No tak. – Podrapał się po głowie. - Po tym wypadku w łazience, coś zaskoczyło. Jeszcze wieczorem miałem tylko jakieś przebłyski, a rano znów widziałem normalnie. Ale pomyślałem... że mogę jeszcze trochę udawać...

- By mnie zaciągnąć do łóżka i wziąć na litość? Biedny, niewidomy Gajeel wreszcie mógł zaznać trochę miłości i troski? – ironizowała.

- By dokończyć sprawy z przeszłości, nie mieszając cię w to – odparł stanowczo, po czym wstał z krzesła i odstawił je na bok. Klęknął przed Levy i objął ją ramionami w pasie. – Kocham cię – szepnął nie patrząc jej w oczy. – Wiem, że jestem beznadziejny w mówieniu tego...

Dziewczyna pogładziła jego włosy, po czym ujęła jego twarz w dłonie.

- Nie musisz mi tego mówić. Czyny zawsze będą znaczyć dla mnie więcej niż słowa. Jedyne czego chcę to... być częścią twojego życia, tak naprawdę. Chcę wiedzieć zarówno o dobrych, jak i złych rzeczach. Nic, co byś mi o sobie powiedział, nie zmieni moich uczuć do ciebie. Obiecaj mi, że nie będziesz więcej miał przede mną takich tajemnic.

- Obiecuję – odparł z niejakim wahaniem, po czym pocałował ją żarliwie. Odsunęli się od siebie dopiero po dłuższej chwili, oboje zdyszani. – Między nami już wszystko w porządku?

Uśmiechnęła się z czułością.

- W porządku. I cieszę się, że odzyskałeś wzrok i nic złego ci się nie stało podczas walki – oznajmiła. Po chwili rozejrzała się dookoła, jakby dopiero sobie przypomniała, gdzie są. – Chyba powinniśmy wracać do Rady.

- O nie... – mruknął Gajeel, po czym szybko ujął ją za nadgarstki i rozłożył na łóżku, z rękoma przyszpilonymi do materaca. – Jest pani aresztowana.



piątek, 6 maja 2022

Percy Jackson na Disney+

 Kiedy usłyszałam po raz pierwszy o serialu z bohaterami Percy'ego Jacksona, byłam sceptycznie nastawiona, ale nawet trochę ciekawiło mnie, co z tego wyjdzie. Zazwyczaj po przeczytaniu książki staram się nie oglądać ekranizacji, bo denerwują mnie wszelkiego rodzaju różnice w fabule, charakterze bohaterów i.. ich wyglądzie.

Więc nikogo chyba nie zdziwi, że zdecydowałam się nie oglądać owego serialu, gdy tylko przedstawiono aktorów do ról głównej trójki bohaterów. Niech mnie nikt źle nie zrozumie, zapewne są oni bardzo utalentowanymi młodymi ludźmi i temu nie przeczę. Ale po niesmaku jaki nam pozostawiły filmy kinowe (Annabeth szatynka, Hades wyglądający jak stary rockman, któremu Erynia uwiła gniazdo z włosów, Persefona, której w ogóle nie powinno być, czy niedobór Aresa w całej tej parodii itd. itp.) miałam trochę większe oczekiwania co do serialu. Rick Riordan może sobie mówić co chce na temat tego, że wygląd nie ma znaczenia (bo zapewne producenci wymusili na nim ilość kolorowych aktorów), ale w ten sposób przeczy sam sobie, ponieważ to on stworzył te wszystkie postaci i szczegółowo nakreślił nie tylko ich charakter, ale też wygląd! Według mnie to jak dana postać wygląda ma wielkie znaczenie i idzie w parze z charakterem. Bo dlaczego niby w "Morzu Potworów" aktorce grającej Annabeth przefarbowali włosy? Każdy, kto czytał książki, ma już jakieś wyobrażenia o bohaterach. Ba! Te piękne grafiki na okładkach tylko utwierdzają w naszym umyśle obraz głównych postaci. A dodać trzeba, że Riordan nie potwierdził, jakoby aktorzy musieli zmieniać kolor włosów do roli.

Z obecnej obsady chyba najbardziej wyróżnia się aktorka do roli Annabeth. Percy blondyn jeszcze jakoś przejdzie (chociaż i to rani moje oczy), Grover ciemnoskóry nawet pasuje, ale robienie na siłę z Annabeth Afroamerykanki? Przecież są tam też inne kolorowe postaci, np. Charles Beckendorf.

Skoro wygląd postaci nie jest ważny, to mam kilka pomysłów, jak mogą wyglądać pozostali bohaterowie:

 

 

 

Clarisse La Rue

Charles Beckendorf

Nico di Angelo


Will Solace

I mój faworyt: Silena Beauregard

Dwa czy trzy miesiące temu naczytałam się wielu spekulacji i wyobrażeń na temat aktorów, np. że Percy powinien być niższy od Annabeth albo tytuły odcinków, które są takie same jak rozdziały w książkach (o, tak!). Natomiast mi zależało przede wszystkim na zobaczeniu jednej sceny - kiedy Percy trafił do pałacu Hadesa. Chciałam zobaczyć tego boga w szacie z potępionych dusz i usłyszeć jak Percy zastanawia się, co złego trzeba było odwalić za życia, by skończyć jako bielizna Hadesa. A co do jego wyglądu, to podobało mi się jak Hades został przedstawiony w komiksie Punderwold na WebToon.

 Ale patrząc na obecną obsadę głównych postaci dostaniemy raczej starego rockmana z kołtunem na głowie... Tak więc ja dziękuję, ale postoję.


niedziela, 1 maja 2022

Rozdział 5

Levy została na dłużej niż tylko trochę. Obudziła się rano, przytulona do boku Gajeela. Rozchyliła powieki i pierwsze, co zobaczyła, to Smoczego Zabójcę, który leżał na plecach, mając oczy otwarte i skierowane do sufitu. Przez chwilę miała wrażenie, że dostrzegła jakiś błysk w jego oku, tak jakby widział coś przed sobą. Zaraz potem jednak Gajeel zamrugał powiekami i to wrażenie ustało.

- Już się obudziłeś - mruknęła cicho, bardziej twierdząc niż pytając, właściwie tylko po to, by go nie zaskoczyć. - Jak głowa?

- Lepiej. Już mnie tak nie boli, właściwie prawie wcale - odparł i obrócił się na bok. - Ale czuję, że mam guza wielkości dyni - dodał krzywiąc się przy tym.

Niebieskowłosa nie mogła powstrzymać chichotu. Podniosła się na łokciu i pochyliła w stronę Gajeela, w taki sposób, że jej piersi znalazły się bardzo blisko jego twarzy.

- Pokaż tę dynię - mruknęła i przeczesała palcami jego włosy, dotykając delikatnie stłuczonej skóry na głowie. - Myślę, że trochę przesadzasz. Jest mniejszy, niż go opisujesz - stwierdziła protekcjonalnym tonem.

Smoczy Zabójca wymamrotał coś niewyraźnie.

- Coś mówiłeś? - spytała Levy rozbawiona, przysuwając się do niego tak, by móc go wyraźniej słyszeć. Zauważyła, że jego twarz stała się mocno zaczerwieniona.

- Mówiłem, że masz rację - powiedział nieco tylko wyraźniej.

Dziewczyna zamrugała powiekami z zaskoczenia.

- Biedactwo! Aż tak cię peszy to, że musisz mi przyznać rację? - spytała z ironią.

Nim jednak skończyła to mówić, Gajeel przyciągnął ją do siebie i pocałował ją żarliwie. Minęło kilka długich sekund zanim Levy otrząsnęła się z szoku i oddała pocałunek. W głowie miała mętlik. Nie mogła uwierzyć, że czarnowłosy zdobył się na coś takiego. To ona ciągle wzdychała do niego po kryjomu i udawała przyjaźń, kiedy tak naprawdę czuła do niego znacznie więcej. Ale on? Myślała, że traktuje ją bardziej jak młodszą siostrę, która jest tylko utrapieniem i którą wiecznie trzeba się zajmować.

Po dłuższej chwili odsunęła się od niego i przyjrzała uważnie jego twarzy.

- Co ty...? Czemu? - wydukała bezładnie.

- Bądź wreszcie cicho - zbył ją burknięciem, po czym ponownie złączył ich usta w pełnym żarliwości i czułości pocałunku. Dziewczyna nie spodziewała się po nim aż takiej uczuciowości, więc tym bardziej cieszyła się z takiego rozwoju wypadków.

Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy te pocałunki stały się bardziej zachłanne, a Gajeel znalazł się nad nią, błądząc dłońmi po jej ciele. Levy poddawała się temu bez protestu, czując jak w jej wnętrzu wznieca się ten płomień przyjemności i ogarnia ją całą. Sama również nie była dłużna, a jej palce wytyczały ścieżki na torsie mężczyzny.

- Gajeel - szepnęła, wplątując palce w jego włosy.

- Mam przestać? - spytał cicho z ustami przy jej szyi.

Pokręciła natychmiast głową.

- Nie, tylko... bądź delikatny - wyszeptała zarumieniona.

Czarnowłosy pocałował ją niespiesznie.

- Nie chcę cię skrzywdzić - odparł, przymykając powieki i stykając się z nią czołem.

Potem przeszedł do zademonstrowania jej, że potrafi wykazać się delikatnością i czułością, której na co dzień nie okazuje. Rozbudzał jej wszystkie zmysły i wznosił na wyżyny doznań, których dotąd nie doświadczyła.

- Kocham cię - wyrzuciła z siebie, rozpalona do granic.

- Wiem o tym - mruknął obsypując jej ciało pocałunkami.

Jakiś czas później leżeli oboje, wtuleni w siebie, idealnie dopasowani niczym dwa elementy układanki. Mężczyzna wpił się w jej usta zachłannie, tłumiąc w ten sposób odgłosy rozkoszy, nad którymi nie miał już kontroli. Oboje zatracali się w tym uczuciu, pędząc nieuchronnie w stronę spełnienia.


Gdy zarówno Levy jak i Gajeel doszli do siebie po wspólnych doznaniach, dziewczyna odważyła się poruszyć ważny dla niej temat.

- Czemu teraz...? Dotąd zachowywałeś się jakbym była dla ciebie tylko przyjaciółką, a teraz nagle... Co się zmieniło? - spytała przyglądając mu się uważnie.

Gajeel milczał przez długą chwilę.

- Jeśli próbujesz mi zasugerować, że odkąd straciłem wzrok, odezwały się we mnie ludzkie uczucia, to się mylisz - odparł. - To ty dopiero teraz zmniejszyłaś ten dystans, który nas dzielił...

- C-co? - wydukała. - O czym ty w ogóle mówisz? Jaki dystans?

- Cóż, może to było podświadome z twojej strony, ale zawsze miałem wrażenie, że nawet jeśli zostaliśmy przyjaciółmi, nawet jeśli wybaczyłaś mi to, co zrobiłem w przeszłości... Że mimo wszystko jest między nami jakieś niedopowiedzenie i to nie pozwala nam... zbliżyć się do siebie. I dopiero ostatnio, kiedy zajmowałaś się takim kaleką jak ja, kiedy pomagałaś mi we wszystkim i motywowałaś do pracy, dopiero poczułem, że może mam jakąś szansę u ciebie.

Levy przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.

- Jeśli czułeś kiedykolwiek, że trzymam cię na dystans, to musiało być to spowodowane tym, że byłam przekonana, iż ktoś taki jak ja nie może ci się podobać. Nie jestem ani wyjątkowo piękna, ani zgrabna. Jestem zupełnie przeciętna. Więc wolałam nie robić sobie zbytniej nadziei na cokolwiek... A jedyną osobą, która obwinia cię za przeszłość, jesteś ty sam! Ja już dawno ci wybaczyłam, ale ty nie potrafisz wybaczyć sobie - oznajmiła podnosząc nieco głos.

- Wiem - odparł cicho, kryjąc twarz w zagłębieniu jej szyi. - I nie wiem, czy kiedykolwiek sobie wybaczę. A ty przestań mówić o sobie, że jesteś przeciętna! Jesteś wyjątkowa na setki innych sposobów... I nie obchodzi mnie, co myślą o tobie inni, bo dla mnie nie ma atrakcyjniejszej dziewczyny od ciebie - stwierdził unosząc kącik ust. W tym samym czasie położył dłoń na jej pośladku i lekko go ścisnął.

Levy zarumieniła się intensywnie pod wpływem tego gestu, tak jakby przed chwilą wcale nie robili czegoś bardziej zawstydzającego.

- Głupek - wymamrotała.

- Nie mów tak o mnie, bo cię aresztuję - zagroził.

- Tak, tak, oczywiście - mruknęła z pobłażaniem.

- Wątpisz w to? - spytał cicho, jednocześnie łapiąc ją za nadgarstki i przytrzymując je nad jej głową, sam zaś znalazł się nad nią.

- Och - wyrwało się z jej ust ciche westchnienie. - Nie sądziłam, że masz na myśli takie aresztowanie - szepnęła. - Jesteś całkiem żwawy jak na kalekę...

- Nie podoba ci się? - spytał, całując wrażliwe miejsce za jej uchem.

Ponownie westchnęła niekontrolowanie.

- Cóż, nie mam co narzekać na takie więzienie... Ale chyba warto by wstać i na przykład zjeść śniadanie - zauważyła.

Smoczy Zabójca westchnął ciężko.

- No dobrze - odparł powoli. - Ale najpierw pójdę się wykąpać... A ty razem ze mną - dodał z chytrym uśmiechem.

Niebieskowłosa parsknęła śmiechem.

- Jesteś niereformowalny.

- Zarządzam tymczasową przepustkę - oznajmił, jakby nie słyszał jej słów, po czym wstał z łóżka.

- Nie dość, że ślepy, to jeszcze głuchy - skomentowała dziewczyna, po czym z jej ust wyrwał się głośny pisk, kiedy Gajeel wziął ją na ręce. – Chwila! Co ty?! Postaw mnie na podłodze!

- Dam radę – mruknął tylko czarnowłosy w odpowiedzi i wyszedł z nią z pokoju. – Najwyżej oboje rozbijemy sobie głowy.

- Marzę o takim scenariuszu – odparła z ironią.

-Gihihi!


Kiedy Lily wrócił wieczorem z Rady, pierwsze co zwróciło jego uwagę, to przepyszne zapachy dolatujące z kuchni wraz z dźwiękami melodii nuconej przez Levy. Od razu skierował tam swoje kroki.

- Wróciłem - rzucił, wchodząc do pomieszczenia.

- W samą porę. Właśnie kończę robić obiad... to znaczy obiadokolację, tak właściwie - poprawiła się dziewczyna, wyłączając palnik.

- O tej porze? - spytał zdumiony Exceed.

- Och, no wiesz... Jakoś tak wyszło - wymamrotała dziewczyna, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Możesz nakryć do stołu, jeśli chcesz, a ja pójdę zawołać Gajeela - dodała pospiesznie, jakby chciała zmienić temat i zaraz zniknęła z kuchni.

- Hmm - mruknął pod nosem Lily, czym wyraził wszystkie swoje wątpliwości i podejrzenia, które nagle zrodziły się w jego głowie. Po chwili jednak potrząsnął nią i zabrał się za nakrywanie do stołu.

- Hej, Lily. Jak było w Radzie? - zagadnął Smoczy Zabójca, wchodząc do kuchni prowadzony przez Levy za rękę.

Gdy Exceed na niego spojrzał, był niemalże pewny, że jego przyjaciel wpatruje się w pewną część ciała Levy, tuż poniżej jej pleców. Co nawet nie stanowiłoby zaskoczenia, gdyby Gajeel mógł widzieć, lecz w tym przypadku szokujący był sam fakt, że wyglądał na widzącą osobę. Chwilę później Lily przekonał sam siebie, że to było jedynie złudzenie, a jego oczy po prostu utkwione były w jednym punkcie.

- Nic specjalnego - odparł, po czym streścił w kilku słowach, co działo się tego dnia w Radzie Magicznej.

Tymczasem czarnowłosy zaczął pomagać w nakrywaniu do stołu, co szło mu dość sprawnie. Dziewczyna natomiast nałożyła potrawę na talerze i zaraz wszyscy zasiedli do stołu.

- Smacznego - życzyli sobie nawzajem i zajęli się posiłkiem.

Pantherlily przez kilka dobrych minut nie odzywał się, spoglądając tylko to na Gajeela, to zaś na Levy, która znowu zerkała na Smoczego Zabójcę i rumieniła się lekko.

- A wy co dziś porabialiście? Bo mam wrażenie, że chcecie mi coś powiedzieć - odezwał się w końcu.

Niebieskowłosa zarumieniła się jeszcze bardziej, a wręcz jej twarz przybrała kolor dojrzałego jabłka.

- C-co niby masz na myśli? - wymamrotała. - Robiliśmy to co zwykle...

Gajeel zaczął przeżuwać jedzenie dwa razy wolniej.

- Czyli? - drążył temat Exceed.

- N-no... ten... my tylko... Nic takiego się nie stało. Nawet jeśli ja i Gajeel... jeśli jesteśmy razem... to nie wpłynie chyba... - tłumaczyła nieskładnie dziewczyna.

- Chwila! Że co? - spytał zdumiony Exceed. - Myślałem, że powiecie mi, że Gajeel odzyskał... Ał! - przerwał wpół zdania, krzywiąc się z bólu.

- Hę? Odzyskał co? - spytała Levy zdezorientowana.

Lily zmrużył powieki, przypatrując się przyjacielowi z uwagą.

- Rozum i godność człowieka - prychnął. - Lecz najwyraźniej stracił to bezpowrotnie, skoro nie raczył pochwalić się taką radosną nowiną...

- A co niby miałem mówić? - zbył go burknięciem Smoczy Zabójca. - Prędzej czy później byś się dowiedział - dodał, w jakiś szczególny sposób akcentując słowo "później".

- Jesteś zły, Lily? - spytała niebieskowłosa marszcząc brwi.

Pantherlily przeniósł na nią wzrok i westchnął ciężko.

- Skądże. Gratuluję wam i cieszę się, że wreszcie się na to zdobyliście - powiedział i uśmiechnął się do niej. - Nawet nie wiecie, ile osób w Radzie już o tym plotkowało, że w końcu moglibyście przestać udawać tylko przyjaciół.

- Ja wiem - wtrącił Gajeel, krzywiąc się. - Jak ma się dobry słuch, to wielu rzeczy można się dowiedzieć, nawet przypadkiem.

Lily uniósł brew.

- Wielu, mówisz? Aż jestem ciekaw, czego jeszcze mogłeś się dowiedzieć "przypadkiem"...

- Cóż, niektóre z tych rzeczy nie są odpowiednie, by o nich mówić przy kobiecie - stwierdził, kończąc posiłek.

Levy otworzyła szerzej oczy i ponownie zarumieniła się intensywnie.

- Fakt, chyba nie chcę wiedzieć takich rzeczy.

- Gihi - zaśmiał się Smoczy Zabójca, po czym wstał powoli od stołu i równie wolno i ostrożnie podszedł do zlewu, w którym zostawił swój talerz i sztućce. - Dziękuję za posiłek, a teraz muszę się na chwilę ewakuować - stwierdził i wyszedł z kuchni.

- Emmm... to ja zaraz pozmywam te naczynia, a na razie pójdę... się przebrać, czy coś - wyrzucił z siebie Lily, po czym sam odstawił swój talerz do zlewu i opuścił kuchnię.

- A-ha? - mruknęła Levy, nieco zaskoczona ich zachowaniem, jednak nie zastanawiała się nad tym dłużej, tylko dokończyła posiłek.

Gdy Lily szedł przez korytarz, został wciągnięty przez Gajeela do jego pokoju. Smoczy Zabójca zamknął drzwi i oparł się o nie, po czym spojrzał na Exceeda.

- A teraz słuchaj mnie uważnie. Ani słowa Levy, o tym że wiesz, jasne?


Wspomnienia (Mest x Wendy)

Czarnowłosy mężczyzna z pobliźnioną twarzą siedział przy barze w gildii Fairy Tail. Jedną dłonią obejmował kufel z piwem, zaś opuszkami drugiej przesuwał bezwiednie po bliźnie na skroni i policzku, która przypominała kratkę, tak jakby ktoś przycisnął jego głowę do rozgrzanego grilla.

Jak właściwie zdobył te blizny? Nie pamiętał. Prawdopodobnie wspomnienia były tak ciężkie, że łatwiej było je wymazać.

Upił łyk piwa i omal się nim nie zakrztusił. Właśnie w tym momencie do budynku weszła granatowowłosa dziewczyna, w towarzystwie swojej kotki. Jej pojawienie się, jak zawsze powodowało zamieszanie w jego sercu i umyśle.

Zmieniła się przez ostatnie lata. Była już bliska osiągnięcia pełnoletności. Niezdarna, drobnej postury dziewczynka została zastąpiona przez pewną siebie, zgrabną młodą kobietę. Była też zdecydowanie silniejszym magiem, coraz bardziej rozpoznawanym w całym Fiore. Chłopaki w jej wieku wzdychali do niej i próbowali zwrócić na siebie uwagę na wszelkie sposoby.

Właśnie, chłopaki w jej wieku...

Ten szczyl, Romeo podbiegł do niej, gdy tylko przekroczyła próg budynku gildii.

- Hej, Wendy, Carla! Nie chcecie się może wybrać na misję? – spytał wesoło, szczerząc się jak przygłup.

Krew szumiała Mestowi w uszach, a serce tłukło się tak głośno w piersi, że nie słyszał, co odpowiedziała dziewczyna. Wypił swoje piwo prawie duszkiem i odstawił głośno kufel.

Powinien wymazać sobie ją z pamięci, tak jak wymazał wspomnienia o swojej bliźnie albo o tym, że oryginalnie należał do Fairy Tail. Teraz jednak było na to za późno. Trzeba było o tym myśleć lata temu, po powrocie z Tenrou.

- Zamierzasz tak czekać w nieskończoność, aż ona wreszcie da szansę Romeo? – zagadnęła Mirajane, zabierając od niego pusty kufel.

Mężczyzna podniósł na nią wzrok, robiąc przy tym wielkie oczy. Nikomu nigdy nie mówił o uczuciach, które żywił do Wendy. Tymczasem białowłosa przejrzała go na wylot.

- Skąd ci przyszły do głowy takie bzdury? – spytał zdumiony, starając się ratować sytuację. Już i tak po gildii krążyły plotki o nim, a niektórzy dorabiali mu łatkę pedofila.

Mira uśmiechnęła się dobrodusznie.

- Szkoda, że nie możesz zobaczyć swojej miny za każdym razem, gdy Wendy jest w pobliżu. Masz emocje wypisane na całej twarzy – wyjaśniła, zataczając palcem koło przed jego nosem. – Ale nic nie osiągniesz siedząc tutaj i patrząc w kufel.

- A czy ja chcę coś osiągnąć? Chcę, by ona była szczęśliwa. A ja... jestem podstarzałym samotnikiem. Trzydziestka stuknęła, nie wiedzieć kiedy i raczej już nie szukam sobie dziewczyny – odparł i przeczesał palcami przydługie włosy. Zatęsknił za dawną fryzurą „na rekruta”, lecz bał się zmienić wygląd, by ta zmiana za mocno go nie postarzyła.

Białowłosa zachichotała.

- A kiedy szukałeś? – zagadnęła.

Mest wyglądał przez chwilę jak ryba wydobyta z wody, kiedy otwierał i zamykał usta. Wreszcie pokręcił głową zrezygnowany.

- Racja... Kiedy byliście na wyspie Tenrou, ciągle zadręczałem się tym, że was tam zostawiłem... A potem, po waszym powrocie byłem szczęśliwy, że żyjecie... Ale przez to tylko pogłębiła się różnica wieku między mną, a Wendy.

- W miłości wiek to tylko liczba. Dopóki obie strony są dorosłe – zauważyła Mira.

Mest skrzywił się znacząco.

- Ona nie jest dorosła – burknął. – Chyba nie umiesz pocieszać...

- Prawie jest – odparła białowłosa i spojrzała za mężczyznę. – Jest tutaj.

- C-co? – zająknął się czarnowłosy, odwracając gwałtownie, tak że omal nie zleciał ze stołka.

Przed nim stała granatowowłosa z ogłoszeniem w ręku.

- Dzień dobry, Mest-san – przywitała go radośnie. – Nie masz ochoty może wybrać się na misję? Brakuje nam jednej osoby.

- Wam – powtórzył i dostrzegł wreszcie Romeo i Carlę stojących nieopodal. – Och... Nie chcę przeszkadzać.

- Przeszkadzać? Przyda się nam twoja pomoc. A poza tym zauważyłam, że jesteś nie w humorze i pomyślałam... że może to poprawi ci nastrój – wyjaśniła, bawiąc się palcami.

Mirajane pokazała mu kciuki w górę zza lady baru. Nie chciał iść z tym szczylem na misję, ale jeżeli to oznaczało towarzystwo Wendy – nie mógł narzekać.

- No dobra, mogę iść. Co to za misja?

Wendy podała mu ogłoszenie, rumieniąc się i uśmiechając jednocześnie.


~~~~~~~

Jak to się stało, że został sam z Romeo? Ach, tak, Carla i Wendy poleciały na zwiady.

Od początku czuł, że ta misja będzie skazana na porażkę – jego własną porażkę. Ale nie sądził, że przyjdzie mu spędzać czas z tym dzieciakiem w pełnym napięcia milczeniu, unikając jego wzroku.

- Wiem, co wydarzyło się na Tenrou - oznajmił tak niespodziewanie Romeo, że aż starszy z magów drgnął.

- Hę?

- Braciszek Natsu mi powiedział. Zostawiłeś wszystkich i wróciłeś do Rady. Siedem lat gildia była traktowana jak zero, ale ciebie to nie dotyczyło. Ty miałeś swoją ciepłą posadkę. Nawet nie wiesz, jak mnie wkurzyło, gdy wyszło na jaw, że należysz do Fairy Tail – wyznał chłopak, tłumiąc złość.

- O co ty mnie właściwie oskarżasz? O to, że nie pamiętałem, że należę do Fairy Tail? Że nasza gildia stała się słaba? Czy też o to, że Aknologia zaatakował? – Mest czuł narastający gniew. – Nie miałem na to wpływu! A jedyną rzecz, na jaką miałem wtedy wpływ, zaprzepaściłem! Każdego dnia obwiniałem się, że zostawiłem Wendy na pastwę losu!

- Tylko Wendy cię obchodzi, co? – warknął Romeo. – Taki stary pryk jak ty powinien był sobie już ułożyć życie i mieć własną rodzinę! Czemu wciąż kręcisz się przy Wendy?

Nim mężczyzna zdołał odpowiedzieć, młodszy mag przywołał płomienie i zaatakował. Rzecz jasna chybił, ponieważ Mest przeteleportował się za jego plecy.

- Nie muszę się tłumaczyć takiemu dzieciakowi – warknął, popychając chłopaka do przodu, a gdy ten odzyskał równowagę i znów zaatakował, czarnowłosy ponownie uskoczył. – Ale jeśli nalegasz – dodał, jednocześnie krępując mu ramiona za plecami, a następnie powalił go na ziemię. – Lekcja od starego pryka: Jeżeli zależy ci na kimś, to czekasz na tę osobę, nieważne jak długo. Jak trzeba, to nawet do śmierci.

- C-co tu się dzieje? Mest-san? – Nie wiadomo kiedy pojawiły się przy nich Wendy i Carla.

Spojrzenia Mesta i Wendy się spotkały. Jej oczy były wielkie i okrągłe. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że z jej smoczymi zmysłami musiała usłyszeć większość z jego słów.

Podniósł się z kolan i postawił do pionu Romeo.

- Nic takiego. Drobna sprzeczka – oznajmił beztrosko, poklepując chłopaka po ramieniu.

Romeo odwrócił zaczerwienioną twarz od dziewczyn. Wendy także była zarumieniona. Carla natomiast westchnęła ciężko.

- Uznałyśmy, że najlepiej będzie się podzielić i zajść ich kryjówkę z obu stron. A skoro wy dwaj nie potraficie się dogadać, to ja pójdę z Romeo, a Wendy z Mestem – zarządziła Carla stanowczo.

- Chwila, dlaczego...?! – zaczął protestować młodszy mag.

- Romeo – przerwała mu kotka karcącym tonem i oparła łapy na biodrach, jak matka upominająca swoje dziecko.

Mest pokiwał głową.

- Dobrze, możemy się tak podzielić – oznajmił, starając się ukryć zadowolenie.

Carla spojrzała na niego spod zmrużonych powiek, jakby mówiła „Zrób coś nieprzyzwoitego przy Wendy, a przerobię cię na karmę dla Happy’ego”.

- To my pójdziemy od wschodniej strony – stwierdziła granatowowłosa, ruszając w kierunku wskazanym przez siebie.

Starszy mag ruszył za nią, ignorując mordercze spojrzenie Romeo.

Przez dobrych kilka minut szli w ciszy obok siebie.

- Przepraszam...

- Słyszałam... – odezwała się jednocześnie.

Spojrzeli na siebie i zaśmiali się trochę nerwowo.

- Ty pierwsza.

- Ty pierwszy. – Znów weszli sobie w słowo.

Wendy roześmiała się perliście. Mest podrapał się w tył głowy.

- Nie przeszkadzają ci takie długie włosy? – zagadnęła dziewczyna. – Kiedyś miałeś krótkie.

- Nie wiem, czy teraz by mi pasowała taka fryzura...

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Przywołuje wspomnienia... Chociaż dużo nam się nie udało osiągnąć podczas egzaminu. Gray i Loki są silni.

- Teraz byśmy ich pewnie pokonali – odparł mężczyzna, uśmiechając się szeroko.

- Och, to możliwe. Odkąd Gray musi się zajmować swoimi dziećmi, wygląda jakby co chwilę odbywał jakąś wyczerpującą walkę – zachichotała granatowowłosa. Zaraz jednak urwała, rumieniąc się intensywnie. Mest zastanawiał się, o czym myślała.

- Zapomnij o tym, co powiedziałem do Romeo. Tak po prostu palnąłem. To nie miało związku z... – Przełknął nerwowo ślinę.

- Ze mną? Więc nie czekasz na mnie? – spytała wpatrując się w swoje stopy, a przy tym palcami skubała dół swojego topu.

- Hę? Wendy?

- Kiedy ja zdałam sobie sprawę z własnych uczuć, ty... próbujesz mnie od siebie odtrącić? Uważasz mnie jedynie za młodszą siostrzyczkę, którą trzeba się opiekować, prawda? Niezdarną i słabą.

Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie i złapał ją za ramiona, patrząc jej w oczy.

- To nieprawda! Od początku podziwiałem twoją siłę! Gdybym nie był pod wrażeniem twojej magii i umiejętności, to nie poprosiłbym cię o pomoc w egzaminie. Poza tym jesteś piękna i odważna! Jesteś idealna...

Wiedział już, że za dużo powiedział, ale nie mógł – nie chciał tego cofać. Mógł zmienić jej wspomnienia z ostatnich minut, ale coś go powstrzymywało. Skoro ona żywiła do niego jakieś uczucia, to może...

Jej drobne, ciepłe dłonie objęły jego twarz, po czym dziewczyna uniosła się lekko na palcach i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Po chwili zawahania mężczyzna otoczył ją ramionami i odpowiedział tym samym. Wreszcie pogłębił pocałunek, przelewając w niego wszystkie tłumione dotąd emocje i uczucia. Poczuł jak palce dziewczyny zaciskają się na jego włosach, a jej wargi rozchylają się łagodnie, zapraszając go do środka. Gdy ich języki splotły się ze sobą, krew uderzyła mu do głowy.

Odsunął się od niej gwałtownie i odwrócił wzrok, wyrównując oddech.

- Wendy... Nie możemy... Co powiedzą w gildii? Zwłaszcza o mnie. Nie chcę byś przeze mnie cierpiała – wyjaśnił.

Brązowooka milczała, a gdy Mest spojrzał na nią, odkrył, że płacze.

- Nie obchodzi mnie, co powiedzą w gildii! Niech mówią co chcą, a jak powiedzą coś złego na ciebie, to pożałują! – zawołała ocierając pospiesznie łzy, które nie przestawały płynąć. – Kocham cię... Nie chcę dłużej tego ukrywać albo czekać, aż mi przejdzie... To się nie stanie!

Mest przyciągnął ją do siebie, przytulając mocno. Dziewczyna mogła usłyszeć jak głośno i szybko biło mu serce.

- Ja też cię kocham, aniołku. I zawsze będę – szepnął. Stali tak jeszcze chwilę, przytulając się do siebie. – A teraz pora zająć się misją. Tamta dwójka chyba sobie nie poradzi bez nas – dodał, odsuwając się nieco, lecz zamiast tego ujął ją za rękę.

- Och, musiałeś tak szybko zepsuć atmosferę? – spytała rozbawiona, ocierając resztki łez.

- W innej sytuacji bym tego nie zrobił. Dlatego jak wrócimy z misji, zabieram cię na randkę – oznajmił uśmiechnięty. – Bez względu na to, co powiedzą o tym inni.

Uniósł jej dłoń do ust i złożył na jej grzbiecie czuły pocałunek, jednocześnie teleportując się z nią.

Rozdział 3. ,,Dziękuję, że przybyłeś w samą porę"

Od pewnego czasu moje życie nabrało monotonii. Mój dzień obraca się wokół jedzenia, spania, treningu, a okazjonalnie także bzykania Bulmy. ...