Levy została na dłużej niż tylko trochę. Obudziła się rano, przytulona do boku Gajeela. Rozchyliła powieki i pierwsze, co zobaczyła, to Smoczego Zabójcę, który leżał na plecach, mając oczy otwarte i skierowane do sufitu. Przez chwilę miała wrażenie, że dostrzegła jakiś błysk w jego oku, tak jakby widział coś przed sobą. Zaraz potem jednak Gajeel zamrugał powiekami i to wrażenie ustało.
- Już się obudziłeś - mruknęła cicho, bardziej twierdząc niż pytając, właściwie tylko po to, by go nie zaskoczyć. - Jak głowa?
- Lepiej. Już mnie tak nie boli, właściwie prawie wcale - odparł i obrócił się na bok. - Ale czuję, że mam guza wielkości dyni - dodał krzywiąc się przy tym.
Niebieskowłosa nie mogła powstrzymać chichotu. Podniosła się na łokciu i pochyliła w stronę Gajeela, w taki sposób, że jej piersi znalazły się bardzo blisko jego twarzy.
- Pokaż tę dynię - mruknęła i przeczesała palcami jego włosy, dotykając delikatnie stłuczonej skóry na głowie. - Myślę, że trochę przesadzasz. Jest mniejszy, niż go opisujesz - stwierdziła protekcjonalnym tonem.
Smoczy Zabójca wymamrotał coś niewyraźnie.
- Coś mówiłeś? - spytała Levy rozbawiona, przysuwając się do niego tak, by móc go wyraźniej słyszeć. Zauważyła, że jego twarz stała się mocno zaczerwieniona.
- Mówiłem, że masz rację - powiedział nieco tylko wyraźniej.
Dziewczyna zamrugała powiekami z zaskoczenia.
- Biedactwo! Aż tak cię peszy to, że musisz mi przyznać rację? - spytała z ironią.
Nim jednak skończyła to mówić, Gajeel przyciągnął ją do siebie i pocałował ją żarliwie. Minęło kilka długich sekund zanim Levy otrząsnęła się z szoku i oddała pocałunek. W głowie miała mętlik. Nie mogła uwierzyć, że czarnowłosy zdobył się na coś takiego. To ona ciągle wzdychała do niego po kryjomu i udawała przyjaźń, kiedy tak naprawdę czuła do niego znacznie więcej. Ale on? Myślała, że traktuje ją bardziej jak młodszą siostrę, która jest tylko utrapieniem i którą wiecznie trzeba się zajmować.
Po dłuższej chwili odsunęła się od niego i przyjrzała uważnie jego twarzy.
- Co ty...? Czemu? - wydukała bezładnie.
- Bądź wreszcie cicho - zbył ją burknięciem, po czym ponownie złączył ich usta w pełnym żarliwości i czułości pocałunku. Dziewczyna nie spodziewała się po nim aż takiej uczuciowości, więc tym bardziej cieszyła się z takiego rozwoju wypadków.
Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy te pocałunki stały się bardziej zachłanne, a Gajeel znalazł się nad nią, błądząc dłońmi po jej ciele. Levy poddawała się temu bez protestu, czując jak w jej wnętrzu wznieca się ten płomień przyjemności i ogarnia ją całą. Sama również nie była dłużna, a jej palce wytyczały ścieżki na torsie mężczyzny.
- Gajeel - szepnęła, wplątując palce w jego włosy.
- Mam przestać? - spytał cicho z ustami przy jej szyi.
Pokręciła natychmiast głową.
- Nie, tylko... bądź delikatny - wyszeptała zarumieniona.
Czarnowłosy pocałował ją niespiesznie.
- Nie chcę cię skrzywdzić - odparł, przymykając powieki i stykając się z nią czołem.
Potem przeszedł do zademonstrowania jej, że potrafi wykazać się delikatnością i czułością, której na co dzień nie okazuje. Rozbudzał jej wszystkie zmysły i wznosił na wyżyny doznań, których dotąd nie doświadczyła.
- Kocham cię - wyrzuciła z siebie, rozpalona do granic.
- Wiem o tym - mruknął obsypując jej ciało pocałunkami.
Jakiś czas później leżeli oboje, wtuleni w siebie, idealnie dopasowani niczym dwa elementy układanki. Mężczyzna wpił się w jej usta zachłannie, tłumiąc w ten sposób odgłosy rozkoszy, nad którymi nie miał już kontroli. Oboje zatracali się w tym uczuciu, pędząc nieuchronnie w stronę spełnienia.
Gdy zarówno Levy jak i Gajeel doszli do siebie po wspólnych doznaniach, dziewczyna odważyła się poruszyć ważny dla niej temat.
- Czemu teraz...? Dotąd zachowywałeś się jakbym była dla ciebie tylko przyjaciółką, a teraz nagle... Co się zmieniło? - spytała przyglądając mu się uważnie.
Gajeel milczał przez długą chwilę.
- Jeśli próbujesz mi zasugerować, że odkąd straciłem wzrok, odezwały się we mnie ludzkie uczucia, to się mylisz - odparł. - To ty dopiero teraz zmniejszyłaś ten dystans, który nas dzielił...
- C-co? - wydukała. - O czym ty w ogóle mówisz? Jaki dystans?
- Cóż, może to było podświadome z twojej strony, ale zawsze miałem wrażenie, że nawet jeśli zostaliśmy przyjaciółmi, nawet jeśli wybaczyłaś mi to, co zrobiłem w przeszłości... Że mimo wszystko jest między nami jakieś niedopowiedzenie i to nie pozwala nam... zbliżyć się do siebie. I dopiero ostatnio, kiedy zajmowałaś się takim kaleką jak ja, kiedy pomagałaś mi we wszystkim i motywowałaś do pracy, dopiero poczułem, że może mam jakąś szansę u ciebie.
Levy przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
- Jeśli czułeś kiedykolwiek, że trzymam cię na dystans, to musiało być to spowodowane tym, że byłam przekonana, iż ktoś taki jak ja nie może ci się podobać. Nie jestem ani wyjątkowo piękna, ani zgrabna. Jestem zupełnie przeciętna. Więc wolałam nie robić sobie zbytniej nadziei na cokolwiek... A jedyną osobą, która obwinia cię za przeszłość, jesteś ty sam! Ja już dawno ci wybaczyłam, ale ty nie potrafisz wybaczyć sobie - oznajmiła podnosząc nieco głos.
- Wiem - odparł cicho, kryjąc twarz w zagłębieniu jej szyi. - I nie wiem, czy kiedykolwiek sobie wybaczę. A ty przestań mówić o sobie, że jesteś przeciętna! Jesteś wyjątkowa na setki innych sposobów... I nie obchodzi mnie, co myślą o tobie inni, bo dla mnie nie ma atrakcyjniejszej dziewczyny od ciebie - stwierdził unosząc kącik ust. W tym samym czasie położył dłoń na jej pośladku i lekko go ścisnął.
Levy zarumieniła się intensywnie pod wpływem tego gestu, tak jakby przed chwilą wcale nie robili czegoś bardziej zawstydzającego.
- Głupek - wymamrotała.
- Nie mów tak o mnie, bo cię aresztuję - zagroził.
- Tak, tak, oczywiście - mruknęła z pobłażaniem.
- Wątpisz w to? - spytał cicho, jednocześnie łapiąc ją za nadgarstki i przytrzymując je nad jej głową, sam zaś znalazł się nad nią.
- Och - wyrwało się z jej ust ciche westchnienie. - Nie sądziłam, że masz na myśli takie aresztowanie - szepnęła. - Jesteś całkiem żwawy jak na kalekę...
- Nie podoba ci się? - spytał, całując wrażliwe miejsce za jej uchem.
Ponownie westchnęła niekontrolowanie.
- Cóż, nie mam co narzekać na takie więzienie... Ale chyba warto by wstać i na przykład zjeść śniadanie - zauważyła.
Smoczy Zabójca westchnął ciężko.
- No dobrze - odparł powoli. - Ale najpierw pójdę się wykąpać... A ty razem ze mną - dodał z chytrym uśmiechem.
Niebieskowłosa parsknęła śmiechem.
- Jesteś niereformowalny.
- Zarządzam tymczasową przepustkę - oznajmił, jakby nie słyszał jej słów, po czym wstał z łóżka.
- Nie dość, że ślepy, to jeszcze głuchy - skomentowała dziewczyna, po czym z jej ust wyrwał się głośny pisk, kiedy Gajeel wziął ją na ręce. – Chwila! Co ty?! Postaw mnie na podłodze!
- Dam radę – mruknął tylko czarnowłosy w odpowiedzi i wyszedł z nią z pokoju. – Najwyżej oboje rozbijemy sobie głowy.
- Marzę o takim scenariuszu – odparła z ironią.
-Gihihi!
Kiedy Lily wrócił wieczorem z Rady, pierwsze co zwróciło jego uwagę, to przepyszne zapachy dolatujące z kuchni wraz z dźwiękami melodii nuconej przez Levy. Od razu skierował tam swoje kroki.
- Wróciłem - rzucił, wchodząc do pomieszczenia.
- W samą porę. Właśnie kończę robić obiad... to znaczy obiadokolację, tak właściwie - poprawiła się dziewczyna, wyłączając palnik.
- O tej porze? - spytał zdumiony Exceed.
- Och, no wiesz... Jakoś tak wyszło - wymamrotała dziewczyna, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Możesz nakryć do stołu, jeśli chcesz, a ja pójdę zawołać Gajeela - dodała pospiesznie, jakby chciała zmienić temat i zaraz zniknęła z kuchni.
- Hmm - mruknął pod nosem Lily, czym wyraził wszystkie swoje wątpliwości i podejrzenia, które nagle zrodziły się w jego głowie. Po chwili jednak potrząsnął nią i zabrał się za nakrywanie do stołu.
- Hej, Lily. Jak było w Radzie? - zagadnął Smoczy Zabójca, wchodząc do kuchni prowadzony przez Levy za rękę.
Gdy Exceed na niego spojrzał, był niemalże pewny, że jego przyjaciel wpatruje się w pewną część ciała Levy, tuż poniżej jej pleców. Co nawet nie stanowiłoby zaskoczenia, gdyby Gajeel mógł widzieć, lecz w tym przypadku szokujący był sam fakt, że wyglądał na widzącą osobę. Chwilę później Lily przekonał sam siebie, że to było jedynie złudzenie, a jego oczy po prostu utkwione były w jednym punkcie.
- Nic specjalnego - odparł, po czym streścił w kilku słowach, co działo się tego dnia w Radzie Magicznej.
Tymczasem czarnowłosy zaczął pomagać w nakrywaniu do stołu, co szło mu dość sprawnie. Dziewczyna natomiast nałożyła potrawę na talerze i zaraz wszyscy zasiedli do stołu.
- Smacznego - życzyli sobie nawzajem i zajęli się posiłkiem.
Pantherlily przez kilka dobrych minut nie odzywał się, spoglądając tylko to na Gajeela, to zaś na Levy, która znowu zerkała na Smoczego Zabójcę i rumieniła się lekko.
- A wy co dziś porabialiście? Bo mam wrażenie, że chcecie mi coś powiedzieć - odezwał się w końcu.
Niebieskowłosa zarumieniła się jeszcze bardziej, a wręcz jej twarz przybrała kolor dojrzałego jabłka.
- C-co niby masz na myśli? - wymamrotała. - Robiliśmy to co zwykle...
Gajeel zaczął przeżuwać jedzenie dwa razy wolniej.
- Czyli? - drążył temat Exceed.
- N-no... ten... my tylko... Nic takiego się nie stało. Nawet jeśli ja i Gajeel... jeśli jesteśmy razem... to nie wpłynie chyba... - tłumaczyła nieskładnie dziewczyna.
- Chwila! Że co? - spytał zdumiony Exceed. - Myślałem, że powiecie mi, że Gajeel odzyskał... Ał! - przerwał wpół zdania, krzywiąc się z bólu.
- Hę? Odzyskał co? - spytała Levy zdezorientowana.
Lily zmrużył powieki, przypatrując się przyjacielowi z uwagą.
- Rozum i godność człowieka - prychnął. - Lecz najwyraźniej stracił to bezpowrotnie, skoro nie raczył pochwalić się taką radosną nowiną...
- A co niby miałem mówić? - zbył go burknięciem Smoczy Zabójca. - Prędzej czy później byś się dowiedział - dodał, w jakiś szczególny sposób akcentując słowo "później".
- Jesteś zły, Lily? - spytała niebieskowłosa marszcząc brwi.
Pantherlily przeniósł na nią wzrok i westchnął ciężko.
- Skądże. Gratuluję wam i cieszę się, że wreszcie się na to zdobyliście - powiedział i uśmiechnął się do niej. - Nawet nie wiecie, ile osób w Radzie już o tym plotkowało, że w końcu moglibyście przestać udawać tylko przyjaciół.
- Ja wiem - wtrącił Gajeel, krzywiąc się. - Jak ma się dobry słuch, to wielu rzeczy można się dowiedzieć, nawet przypadkiem.
Lily uniósł brew.
- Wielu, mówisz? Aż jestem ciekaw, czego jeszcze mogłeś się dowiedzieć "przypadkiem"...
- Cóż, niektóre z tych rzeczy nie są odpowiednie, by o nich mówić przy kobiecie - stwierdził, kończąc posiłek.
Levy otworzyła szerzej oczy i ponownie zarumieniła się intensywnie.
- Fakt, chyba nie chcę wiedzieć takich rzeczy.
- Gihi - zaśmiał się Smoczy Zabójca, po czym wstał powoli od stołu i równie wolno i ostrożnie podszedł do zlewu, w którym zostawił swój talerz i sztućce. - Dziękuję za posiłek, a teraz muszę się na chwilę ewakuować - stwierdził i wyszedł z kuchni.
- Emmm... to ja zaraz pozmywam te naczynia, a na razie pójdę... się przebrać, czy coś - wyrzucił z siebie Lily, po czym sam odstawił swój talerz do zlewu i opuścił kuchnię.
- A-ha? - mruknęła Levy, nieco zaskoczona ich zachowaniem, jednak nie zastanawiała się nad tym dłużej, tylko dokończyła posiłek.
Gdy Lily szedł przez korytarz, został wciągnięty przez Gajeela do jego pokoju. Smoczy Zabójca zamknął drzwi i oparł się o nie, po czym spojrzał na Exceeda.
- A teraz słuchaj mnie uważnie. Ani słowa Levy, o tym że wiesz, jasne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z góry dziękuję za wszystkie komentarze.
Nie ważne czy miłe czy też nie.
Dzięki temu wiem, że ktoś to czyta i mu się podoba (lub nie).