poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Rozdział 2. „Nie znam się na ziemskich zwyczajach, ale wiem, co oznacza, gdy ktoś każe ci odejść” [+18]

Kolejne miesiące minęły niezauważone, zbliżając mnie nieubłaganie do starcia z androidami. Wciąż nie udało mi się stać Super Saiyanem. To zaś rodzi mój coraz silniejszy gniew. Dlaczego mnie, księciu Saiyan, nie udało się zyskać mocy, która powinna mi się należeć w pierwszej kolejności? W czym Kakarot był lepszy ode mnie? Chyba tylko w byciu błaznem. I do tego ten dzieciak z przyszłości. Człowiek o Saiyańskich mocach. Jak to możliwe? A co ważniejsze, dlaczego wzbudzał we mnie ten dziwny niepokój? Coś w jego aurze było znajomego. Wyglądem przypominał mi Upartą Kobietę. Jeżeli byłby jej synem, to ojcem musiał być Saiyanin. Gohan to dziecko, siebie oczywiście nie liczyłem. Więc Kakarot? Słabeusz Yamcha się zdziwi. Partnerka Kakarota tym bardziej.

Rosnący we mnie gniew potęgują także pewne ludzkie istoty z niedoborem wszystkich klepek w mózgu. Gdybym chciał sporządzić listę najbardziej irytujących osobników na tej planecie, pierwsze miejsce zająłby Słabeusz Yamcha. Dopiero po nim byłby Błazen Kakarot.

Natomiast Uparta Kobieta to zupełnie inna liga. Jakimś cudem udaje się jej łączyć głupotę z inteligencją.

Przykład? Słabeusz znów wrócił do łask. Codziennie przychodził do Capsule Corp. i płaszczył się przed Bulmą jak bezdomny pies. Przynosił jej naręcza śmierdzących chwastów, które z początku lądowały w śmietniku, jednak po kilku dniach kobieta zaczęła ustawiać te wiechcie w wazonach i „dekorować” nimi każdy kąt domu. Całe szczęście pominęła Pokój Grawitacyjny i moją sypialnię.

Ostatecznie Uparta Kobieta i Słabeusz znów zaczęli się zachowywać w swoim otoczeniu jak bezmózgie stworzenia z planety Zelror, które tylko zużywają tlen. Jednakże Bulma szybko powstrzymała te zbyteczne czułości, ponieważ jej uwagę pochłonęła praca do jakichś tam Targów Technologicznych. Z tego, co mówił stary Briefs, zjeżdżały się tam różne przedsiębiorstwa podobne do Capsule Corp. i przedstawiały najnowsze wynalazki. Finałem tych Targów miał być wielki bal, który kobieta określała jako Gala. O tym wiem już od niej, bo nie przestawała o tym mówić przy każdym posiłku i w przerwach od pracy nad wynalazkami lub migdalenia się ze Słabeuszem. Słabeusz natomiast miał jej na owej Gali towarzyszyć, niechybnie jako jej bezmyślna, wątpliwej jakości ozdoba.

Podsumowując, Uparta Kobieta jest na tyle inteligentna, by zarządzać przedsiębiorstwem i tworzyć wynalazki (które i tak są daleko w tyle od technologii używanej w armii Freezy), a jednocześnie dość głupia, by znów pozwalać Słabeuszowi się obok siebie kręcić i przejmować się jakąś idiotyczną imprezą. Tak jak mówiłem, to zupełnie inna liga kretynizmu.

Do tego wszystkiego nie mogę kazać jej naprawić Pokoju Grawitacyjnego, który znów wysiadł, bo kobieta jest zbyt zajęta tymi wielkimi przygotowaniami. Musiałem zatem poszukać jej ojca. Obszedłem chyba cały dom, a starucha nie było. Poszedłem wreszcie do pracowni, a gdy tylko przestąpiłem próg, wiedziałem, że źle trafiłem.

Zamiast starego Briefsa w pracowni była jego córka. I na pewno nie zajmowała się pracą. Stała przed lustrem w długiej, lśniącej, czerwonej jak krew sukni, która podkreślała jej krągłości i odsłaniała niemal całe plecy i ramiona.

Musiałem wydać z siebie jakiś dźwięk zaskoczenia, bo kobieta odwróciła się gwałtownie, przytrzymując suknię przy biuście.

- Cholera, nie myślałam, że ktoś tu teraz przyjdzie. Właśnie dostarczyli mi suknię na Galę i nie mogłam się oprzeć, by nie przymierzyć... - Urwała i zmarszczyła nos, jakby poczuła jakiś smród. - A, to tylko ty. Zgubiłeś się?

Uniosłem podbródek i posłałem jej beznamiętne spojrzenie, choć naprawdę wyglądała kusząco w tej sukni.

- Szukałem twojego ojca. Pokój Grawitacyjny znów nie działa - poinformowałem.

- Na pewno nie ma go tutaj – odpowiedziała unosząc brew, a przy tym odwróciła się do lustra i zajęła się zapinaniem sukni na karku. Kompletnie mnie zignorowała.

- Widzę - prycham. - A gdzie może być?

- Chyba wyszedł z mamą do kina i nie będzie ich do późna... Cholera - zaklęła, szamocząc się z zapięciem.

Pokonałem dzielącą nas odległość kilkoma krokami i zapiąłem małe haczyki przy karku kobiety. Nasze spojrzenia skrzyżowały się w lustrze. Niespiesznie opuściłem dłoń, wierzchem muskając jej plecy wzdłuż kręgosłupa. Zadrżała wyraźnie i przymknęła powieki. Jej reakcje doprowadzały mnie do szału, a utrzymanie penisa w spodniach graniczyło z cudem. Chciałem zedrzeć z niej tę suknię i oprzeć o lustro, by widzieć jej twarz i kołyszące się piersi, kiedy będą ją brał mocno i szybko.

Odwróciła się do mnie przodem, z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

- Możesz już iść. Później przyjdę i naprawię ci ten pokój. Sio, sio! Koniec pokazu. - Machnęła ręką, jakby przeganiała natrętną muchę.

Mnie, księcia Saiyan! Jak natrętną muchę!

Byłem tym faktem tak zaskoczony, że wyszedłem natychmiast z pracowni. Jak tresowany piesek! Chyba mi kompletnie odbiło.

Minęły dwa dni, nadszedł dzień tej „wielkiej” Gali. Miałem serdecznie dość oglądania Słabeusza, który ślinił się na widok tej cholernej sukienki, a dokładniej na widok kobiety w owej sukience. Z tego też powodu wykonałem taktyczny odwrót z tego cyrku i wyszedłem, by pobiegać.

Przebywanie poza Capsule Corp. i wprawianie mojego ciała w monotonny ruch było idealnym sposobem na pozbycie się natrętnych myśli. Na te kilka godzin, gdy okrążałem miasto, a potem przemierzałem leśne tereny, aż do kolejnego miasta, z mojej głowy zostały wymazane obrazy, które odwracały moją uwagę od stawania się silniejszym.

Słabeusz Yamcha, Gala, czerwona suknia opinająca ponętne ciało Upartej Kobiety. Odsunąłem to wszystko na bok. Nawet Kakarot, androidy i dzieciak z przyszłości przestały napędzać mój gniew. Była tylko czysta pustka, powietrze wpuszczane i wypuszczane z płuc, zmęczenie mięśni i równomierne uderzanie stóp o podłoże.

Do Capsule Corp. wróciłem jednak w najgorszym możliwym momencie, więc mój spokój natychmiast został zburzony. Przed budynkiem zatrzymał się ziemski czterokołowy pojazd, a ze środka wysiadła najpierw Bulma, potem zaś jej wierny podnóżek. Kobieta była wściekła, stukała głośno tymi wymyślnymi butami na idiotycznie długich i cienkich słupkach, kiedy przemierzała podjazd. Słabeusz krążył wokół niej niczym satelita, błagając ją o coś.

- Zejdź mi z oczu, Yamcha! Już wystarczający popis dziś dałeś! - warknęła kobieta, a kiedy potknęła się na nierówności, poczęła zdejmować te kretyńskie buty z taką wściekłością, jakby to one zrobiły jej krzywdę. Sekundę później rzuciła w Yamchę wpierw jednym, potem drugim butem. - Naprawdę? Samanta?! To z nią poszedłeś na Galę, czy ze mną? Że nie wspomnę o tym, kim ona jest! - Buty odbiły się od jego torsu, na co skrzywił się wyraźnie.

- Ale, kochanie, ja wcale... - zaczął się tłumaczyć, lecz wrzask Bulmy był jak smagnięcie biczem i natychmiast ukrócił jego dalsze skomlenie.

- Nie nazywaj mnie tak więcej!

Ostatecznie postanowiłem interweniować. Podszedłem do nich i stanąłem przed Słabeuszem, zagradzając mu wejście do budynku i dostęp do kobiety.

- Słyszałeś, co powiedziała? Nie znam się na ziemskich zwyczajach, ale wiem, co oznacza, gdy ktoś każe ci odejść. A ta kobieta nie jest osobą, która mówi takie rzeczy bez powodu. Zauważ, że ja mogę mieszkać pod jej dachem i nie ma z jej strony żadnego sprzeciwu. - Mierzyliśmy się wzrokiem przez kilka długich sekund.

Wreszcie Słabiak stracił pewność siebie i wycofał się do swojego pojazdu.

- Świetnie! Skoro ten kosmita jest dla ciebie lepszy, niech tak będzie - oznajmił gniewnie, siadając za kółko i trzaskając drzwiami. Chwilę później odjechał z piskiem opon.

Kobieta podeszła do swoich butów, ale nie założyła ich, tylko wzięła do ręki, po czym boso weszła do domu. Po chwili namysłu poszedłem za nią. Prysznic i sen to teraz były dla mnie priorytety. A może i dobre jedzenie w międzyczasie. Kobieta zatrzymała się w korytarzu i obejrzała na mnie.

- Dziękuję za interwencję. To co powiedziałeś, zabrzmiało z twojej strony niemalże jak komplement - stwierdziła i uśmiechnęła się delikatnie.

Moja twarz natomiast pozostała bez wyrazu.

- Nie wiem, co znaczy to słowo - odparłem.

- Komplement? To znaczy pochwałę za coś, co ktoś zrobił lub jaki jest. Chociaż zwykle komplementy są grubo przesadzone, bo są formą grzecznościową - wytłumaczyła mi cierpliwie, gdy podjęliśmy dalszą wędrówkę w kierunku naszych sypialni. - Ewentualnie mogą być oznaką, że ktoś flirtuje z drugą osobą. To znaczy chce ją poderwać, by zostali parą... Rozumiesz, co mam na myśli?

Prychnąłem zdegustowany.

- Rozumiem. Nie jestem idiotą. Dużo o tym mówią w tej waszej telewizji. U Saiyan nie ma czegoś takiego jak komplementy. Jak się kogoś chwali, to dlatego, że na to zasłużył. A żeby „poderwać” Saiyańską kobietę, trzeba zrobić coś, co wzbudzi jej szacunek, jak zabicie potwora albo zwycięski powrót z wojny. - Teraz to ja wytłumaczyłem jej cierpliwie o tradycjach moich przodków.

Westchnęła głęboko, zatrzymując się przed swoją sypialnią.

- No tak, krwawe tradycje Saiyan. Jakżeby inaczej. – Usłyszałem nutę ironii w jej głosie. - Jak dla mnie twoje zachowanie przy Yamchy wzbudziło mój szacunek – dodała łagodniej.

- Nie było to moim zamiarem – odparłem z obojętnością na jaką tylko było mnie stać. Jej spojrzenie spod ociężałych powiek i przygryziona warga nie pozwalały się skupić na rozmowie, a za to sprowadzały moje myśli na inne tory.

- Wejdziesz na chwilę? Chciałabym, byś mi pomógł z sukienką. – To nie zabrzmiało ani jak rozkaz, ani jak prośba. Raczej jak zachęta.

- To chyba nienajlepszy pomysł. Muszę wziąć prysznic i coś zjeść – spróbowałem się wykręcić, bo wiedziałem, że za chwilę nie będzie odwrotu.

- Możesz umyć się u mnie. Mam dużą wannę.

Uniosła kącik ust i znów posłała mi to spojrzenie spod rzęs. A mój kutas uznał, że mu się to podoba. Nabrałem powietrza przez zęby, a wtedy kobieta zrobiła coś niewiarygodnego – pocałowała mnie w usta. Dla Saiyan jest to coś, co robią tylko partnerzy. Raczej nie robi się tego, gdy chodzi tylko o przelotny seks.

Przez kilka sekund stałem jak zdębiały, lecz wreszcie odpowiedziałem tym samym. Nasze usta i języki ocierały się o siebie zachłannie, a w tym czasie Bulma otworzyła drzwi do pokoju i wycofała się do środka, prowadząc mnie ze sobą. Rzuciła buty w kąt pomieszczenia i dopiero wtedy oderwała się od moich ust. W jej oczach połyskiwały wesołe iskry.

- Podobało ci się? – wymruczała niczym kotka.

Przełknąłem ciężko ślinę i bezwiednie kiwnąłem głową. Za chwilę obróciłem ją tyłem do siebie i rozpiąłem małe zapięcie, utrzymujące jej sukienkę. Pomogłem jej pozbyć się tego zbędnego kawałka materiału, a wtedy stanęła przede mną tylko w jakimś mikroskopijnym koronkowym trójkącie imitującym majtki. Już miałem i tego jej pozbawić, jednak powstrzymała mnie, kładąc dłoń na moim torsie.

- Nie tak szybko. Poczekaj tu na mnie, a ja przygotuję kąpiel – zarządziła i zaraz zniknęła za drzwiami łazienki.

Przysłuchiwałem się chwilę szumiącej wodzie i jej krzątaninie. Jednakże moja cierpliwość się skończyła. Zdjąłem ubrania, które wylądowały na podłodze i ruszyłem do łazienki. Przesunąłem dłonią kilka razy po penisie, by go rozgrzać i przygotować do zabawy.

- Aleś ty niecierpliwy – skomentowała kobieta, kiedy stanąłem w drzwiach. Była już kompletnie naga, pozbawiona nawet biżuterii, z rozpuszczonymi włosami, a teraz stała przy lustrze i zmywała te śmieszne, kolorowe wzroki z twarzy, którymi ozdabiały się wszystkie ziemskie kobiety.

- Nie rozumiem dlaczego Ziemianki to robią – skomentowałem, zbliżając się do niej.

- Cóż, trudno to wytłumaczyć kosmicie. Ba, większość mężczyzn tego nie rozumie. Kobiety malują się chyba dlatego, by poczuć się pewniej wśród...

Nie dałem jej dokończyć tego nudnego monologu, tylko opadłem na kolana i wsunąłem dłoń pomiędzy jej nogi. Niemal się zapowietrzyła, gdy przesunąłem palcami po najbardziej wrażliwym miejscu, rozprowadzając wilgoć.

- Wypnij się – rozkazałem i dałem jej klapsa w pośladek, aż skóra się zaróżowiła. Kobieta posłuchała mojego rozkazu, opierając się rękoma o umywalkę.

Rozsunąłem kciukami płatki jej kobiecości, a zaraz potem przywarłem do niej ustami. Lizałem i ssałem różowe wargi i nabrzmiałą łechtaczkę. Każdy mój ruch językiem był nagradzany kobiecymi jękami i westchnieniami. Nie trwało długo nim jej uda zaczęły drżeć, a w końcu doszła, wołając moje imię. Nie sądziłem, że aż tak mnie to usatysfakcjonuje.

Podniosłem się z klęczek i objąłem ją ramieniem, by mogła ustać na nogach. Odetchnęła głęboko kilka razy, po czym odwróciła się w moją stronę i znów mnie pocałowała.

- Do wanny, ale już – zażądała po chwili.

- Nie rozkazuj mi, kobieto – burknąłem nieco schrypniętym głosem.

- Będę, bo teraz moja kolej, by się trochę porządzić – oznajmiła i popchnęła mnie w kierunku wanny.

Chciałem się opierać, co przecież nie byłoby trudne, ale byłem ciekawy, do czego zaprowadzą jej „rządy”. Umościłem się wygodnie w wannie i zakręciłem wodę, która nadal płynęła. Kobieta uklękła w rozkroku nade mną i zaraz opadła na mojego członka, powoli przyjmując go w siebie. Jęknęła, odrzucając głowę do tyłu i zamykając powieki. Złapałem ją za brodę i zmusiłem do opuszczenia głowy.

- Otwórz oczy – nakazałem, a ona posłuchała, chociaż przed chwilą chciała rządzić. Objęła mnie ramionami i złączyła nasze usta w żarliwym, namiętnym pocałunku. Tak, z pewnością łamałem tradycje moich przodków, ale teraz mało się to dla mnie liczyło.

Kobieta zaczęła poruszać biodrami zdecydowanie, nadając własne tempo. Nasze oddechy mieszały się ze sobą. Nie pamiętam już kiedy ostatnio czerpałem tyle przyjemności ze zbliżenia.

Przeniosłem się z pocałunkami na jej szyję, zaś dłońmi objąłem jej jędrne piersi. Zaczęła się poruszać szybciej, zataczając lekkie okręgi biodrami. Zassałem skórę u podstawy jej szyi, aż został czerwony ślad. Jeśli Słabeusz to zobaczy, będzie wiedział, że kobieta nie jest już jego.

Ale nie mogłem powiedzieć, że była moja. Nie, nie mogłem dopuścić, byśmy się w to zbyt mocno zaangażowali. Chodziło jedynie o seks i nic więcej. Ale Słabiak nie będzie na niej kładł swoich brudnych łap.

Bulma pociągnęła mnie za włosy, by nakierować na siebie nasze usta. Nadal pieściłem dłońmi jej biust, ale po chwili przerwałem pocałunek i pochyliłem głowę, by chwycić nabrzmiałą brodawkę między wargi.

- Vegeta... Tak, jak dobrze – pojękiwała, ujeżdżając mnie mocno i szybko.

Sam zacząłem poruszać biodrami, rozchlapując przy tym wodę z wanny i pędząc ku spełnieniu.

- Jesteś blisko? – wydyszałem.

- T-tak – odparła z trudem.

- To dobrze – stwierdziłem, przy czym przytrzymałem jej pośladki w górze i poruszyłem się szybko kilka razy, aż doprowadziłem i siebie i ją do orgazmu.

Opadła na mnie bez sił i dobrą chwilę siedzieliśmy w wodzie, odpoczywając.

- Żyjesz? – spytałem w końcu, starając się wyswobodzić z jej objęć.

- Mhm – mruknęła nieco sennie.

Skomentowałem to ciężkim westchnieniem. Sięgnąłem po jej gąbkę i żel do mycia, po czym obmyłem pobieżnie jej ciało, a potem sam siebie. Wyszedłem z wody i znalazłem czyste ręczniki dla nas. Jeden rzuciłem jej na ramiona, a drugim wytarłem się pospiesznie. Kobieta z ociąganiem wstała i wyszła z wanny, po czym osuszyła się i obwiązała sobie ręcznik nad biustem. Zrobiła kilka kroków i skrzywiła się nieznacznie.

Zawiązałem ręcznik w pasie, po czym wziąłem kobietę na ręce i zaniosłem do łóżka. Potem podszedłem do ubrań i zacząłem bez słowa zbierać się do wyjścia. Dość zabaw na dziś. Chciałem dać jej odpocząć.

Kiedy zerknąłem na nią ostatni raz przed wyjściem, spodziewałem się, że będzie spała, lecz ona przyglądała się mi, zupełnie rozbudzona. Zaraz potem odwróciła wzrok w stronę okna. Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc zwyczajnie wyszedłem bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z góry dziękuję za wszystkie komentarze.
Nie ważne czy miłe czy też nie.
Dzięki temu wiem, że ktoś to czyta i mu się podoba (lub nie).

Rozdział 3. ,,Dziękuję, że przybyłeś w samą porę"

Od pewnego czasu moje życie nabrało monotonii. Mój dzień obraca się wokół jedzenia, spania, treningu, a okazjonalnie także bzykania Bulmy. ...